Ilość gości powinna być parzysta (plus jeden talerz dla
nieobecnych / zmarłych; kiedyś i na niego kładziono po odrobince każdej potrawy);
zapraszało się też osoby samotne, aby nikt nie siedział opuszczony w domu w ten wieczór.
Oczywiście, śnieżnobiały obrus, pod obrusem sianko, łuska z karpia albo i 500 DEM, choinka (pod nią prezenty),
lampki, często także szopka (stajenka) a w kątach izby snopki (lub przynajmniej od
wschodu), jemioła u sufitu; zasiadamy wraz z pierwszą gwiazdką (stąd nazwa "Gwiazdka" - to tak circa 16), słuchamy kolęd.
Wigilia jest wieczerzą postną, ale w żadnym razie ascetyczną.
Są to święta: ryb, maku, miodu, kapusty kiszonej, suszonych: grzybów, grochu i łakoci -
stąd takie a nie inne potrawy.
Wiadomo, że od stołu wigilijnego wstawać może tylko jedna osoba (gospodyni najczęściej),
a na zakończenie wieczerzy wszyscy wstajemy razem (kto wstanie pierwszy, ten... ach, to
smutna wróżba, więc pomińmy ją); a ilu potraw nie skosztujemy (przynajmniej), tyle
przyjemności ominie nas w nadchodzącym roku.
Na bliźniaczej stronie przygotowaliśmy harmonogram: co - kiedy najlepiej zrobić (nie jest to
aż TAK pracochłonne) oraz listą
zakupów do pobrania).
Liczba potraw powinna być nieparzysta, generalnie 13 u magnatów, 11 u szlachty,
9 u mieszczaństwa,... Te 13 potraw jako górną granicę można spróbować
wyliczyć jak poniżej (wszystkie ryby liczymy jako JEDNO danie - to wymyślił J.O.
Radziwiłł xiąże "Sierotka"):
23 XII ugotować wywar z włoszczyzny: obrane marchew, pietrucha,
seler, zrumieniona na płycie cebula (cała, lecz obrana), dokładnie wymyte
pory - warzyw nie żałować, bo będą na sałatkę jarzynową. Dodać ziela
angielskiego, pieprzu ziarnistego, liści laurowych, sól - jak
na rosół, ale oczywiście jarski, bez mięsa.
Jeżeli (co nie daj Boże) nie robimy zupy grzybowej, to można wywar ugotować z dodatkiem
rybich głów (bez oczu!), podrobów lub wręcz filetów rybnych. W przeciwnym razie
dzielimy wywar na dwie części, jedną zostawiamy do barszczu i grzybowej, na drugiej
gotujemy okrawki rybne - będzie do zupy rybnej i potraw z ryb.
23 XII wyszorować w zimnej wodzie 1/2 kg buraków i upiec w piekarniku (w
łupinach!) do miękkości - tak 1.5..2 godziny. Wyjąć, wynieść do wystudzenia.
Starannie ale szybko umyć i namoczyć na noc w przegotowanej zimnej wodzie 3 * 7 = 20 dkg suszonych grzybów.
Rano ugotować grzyby na małym ogniu - pójdą do zupy grzybowej,
uszek i kapusty (wywar do zupy i kapusty).
Buraki obrać z łupin i zetrzeć na drobnej tarce, włożyć do garnka i zalać
1/2l kwasu
buraczanego, zostawić w cieple na co najmniej godzinę.
Buraki zalać wywarem
jarzynowym; dodać kilka liści laurowych, kilka ziarenek ziela
angielskiego - i zagotować. Przecedzić przez sito (wywar zostaje, buraki wyrzucamy).
Dodać wywar z grzybów, 1..2 ząbki czosnku przetłoczone i posiekane ze
solą, ew. majeranek, zagotować krótko. Cebulę obraną ze skórki naszpikować kilkoma
goździkami i wrzucić do ciepłego barszczu, dołożyć łyżkę miodu (już nie
gotować), zostawić w cieple na jakieś pół godziny. Niektórzy doprawiają jeszcze
sokiem z czerwonej porzeczki lub wiśni (tak z pół szklanki), czasami -
czerwonym winem. Oczywiście, o occie należy zapomnieć!
Tuż przed podaniem wyciągnąć cebulę, podgrzać, osobno na salaterce podać uszka.
Małą kajzerkę namoczyć w mleku (ja biorę bułkę tartą).
Obrać cebulę, pokroić w kosteczkę, zrumienić na tłuszczu (oliwa ew. masło,
żaden zwierzęcy!) na jasnozłoty kolor (patelki jeszcze nie myć).
Przemielić przez maszynkę do mięsa (lub drobno posiekać) część ugotowanych grzybów i
zrumienioną cebulkę wraz
z bułką, przesmażyć jeszcze raz, dodać białko jaja, sól, pieprz do
smaku (niektórzy dodają siekaną zieloną pietruszkę i siekane orzechy
włoskie, ale po co?).
Przesiać 15 dkg mąki, dodać umyte jajo, tak z pół szklanki wody,
szczyptę soli, zagnieść
ciasto (wolne - tj. miękkie, jak na pierogi). Ciasto wywałkować cienko na posypanej mąką
stolnicy, krajać nożem na kwadraty ok. 4 x 4 cm. Nakładać nadzienie, zlepiać "przez pół"
na trójkąty, potem zwijać cienkie końce jak rogalik i zlepiać ze sobą. Układać na
posypanej mąką desce i przykryć ściereczką. Liczyć po circa 7 szt na osobę.
Ugotować osoloną wodę w szerokim a płytkim rondlu. Tuż przed zasięściem do stołu wrzucać
uszka, gdy wypłyną na wierzch wybierać łyżką cedzakową i przelać gorącą wodą na durszlaku.
Do nadzienia niektórzy dodają kiszonej kapusty ugotowanej pół godziny i
odparowanej (kapustę i tak się gotuje), a potem zmielonej z grzybami. Ortodoksyjne są z
samych grzybów.
Cały wywar z grzybów (ew. zostawić część do
kapusty z grzybami) rozcieńczyć wywarem
jarzynowym, przyprawić do smaku solą i pieprzem, dodać pokrajane w cienkie paski grzyby.
Podając, wsypać posiekaną zieloną pietruszkę (lub koperek albo listki
selera, jak kto przypadkiem by miał), zaciągnąć śmietaną z sokiem
cytrynowym (ew. żółtkiem, ale już nie gotować ani nie zagęszczać mąką;
śmietaną zaciągnąć tyle, ile idzie we wazie na stół, resztę dopiero jutro - bo skiśnie).
Osobno na salaterce podać łazanki.
Przesiać 10 dkg mąki, dodać umyte jajo, nieco wody, zagnieść twarde
ciasto. Wywałkować na posypanej mąką stolnicy tak cienko, żeby prześwitywały słoje
drewna; zostawić do przeschnięcia.
Ciasto przesypać mąką, przekrajać na pół, zwinąć w szeroki rulon, krajać w paski ok. 1
cm. Kilka pasków złożonych razem krajać w poprzek w kostkę, rozrzucić zaraz na stolnicy,
przesypując mąką.
Ugotować osoloną wodę w szerokim a płytkim rondlu (to może być ta sama woda, z której
przed chwilą wyciągnęliśmy uszka). Tuż przed zasięściem do stołu wrzucać łazanki, gdy
wypłyną na wierzch wybierać łyżką cedzakową i przelać gorącą wodą na durszlaku.
W rondelku roztopić trochę masła i włożyć pokrajane w kostkę filety rybne
(bez ości - np. sola albo morszczuk czy mintaj. Babcia robiła na jadalnych odpadkach z
ryb - głowie bez oczu, kręgosłupie z ościami, skórze, wnętrznościach. My brzydzimy się w
tym babrać, a ości się boimy - stąd filety). Przykryć szczelnie i poddusić (ale nie
przypalić!).
Zalać przecedzonym wywarem
jarzynowym, dodać jeszcze obranej cebuli i startej gałki muszkatołowej,
estragonu lub lubczyku albo bazylii, gotować z kwadrans (aż ryba będzie miękka).
Część ryby odłożyć do ew. pulpetów
Zupę rozmiksować malakserem.
(W żadnym razie nie zaciągać mąką - grzanki i tak ją zagęszczą; na kresach gotowali i
rozmiksowywali z ziemniakiem). Podając, dodać do wazy
śmietany i zielonej pietruszki. Osobno na miseczce podać grzanki lub nakładać do talerzy pulpety rybne.
Pszenny chleb lub bułkę (a na kresach - razowiec) pokroić w kostkę
półcentymetrową. Na teflonowej
patelni roztopić dużo masła (grzanki wszystko wchłoną), wsypać chleb, przykryć.
Mieszać od czasu do czasu aż się pięknie przyrumienią.
Na oliwie zeszklić cebulę pokrajaną w krążki na jasnozłoty kolor.
Przemielić przez maszynkę razem z gotowaną rybą, namoczoną w mleku i
odciśniętą czerstwą bułką. Wbić 2..3 jaja (albo jajecznicę z 2 jaj
i 1 jajo surowe oraz łyżkę mąki), łyżkę siekanej natki pietruszki,
majeranek, pieprz, sól, dokładnie utrzeć, w razie potrzeby zagęścić
tartą bułką.
Rozkulać wałeczki grubości palca, gotować w zupie rybnej 15 minut, wyjąć, pokrajać
w plasterki.
Ugotować woreczek ryżu na sypko (po łyżce na osobę). Można niedogotować - na pół
miękko, zalać śmietanką i wygotować pod przykryciem do sypkości lub dodać do
gotowania łyżkę masła. 15..20 dkg migdałów (sparzonych i obranych poprzedniego dnia - dodać kilka
gorzkich) wysuszyć i zmielić w maszynce do bakalii (maszynkę do mięsa zapcha na
amen, nie próbować! musi mieć NIE sitko i nożyk ale walec siekający).
Zalać wrzącym litrem mleka, dodać cukru waniliowego do smaku (lub pół
laski wanilii - potem wyjąć), gotować na płytce 15 minut, dodać opłukane
10 dkg rodzynków, cynamonu, łyżkę masła, zaciągnąć surowym
żółtkiem (lub kilkoma!), można dodać pół szklanki białego rumu. Podawać z
ryżem (albo migdałami w płatkach - tak z 10 deko ubrać z tych mielonych powyżej).
Dwa dni wcześniej śledzie namoczyć w mleku
(te gotowe w oliwie właściwie wystarczy tylko przepłukać - chyba, że są za słone).
W przeddzień wieczerzy pokroić w cienkie plasterki 2 cebule, obraną ze skórki
cytrynę (wyjąć pestki! bo zgorzknieje). Wymieszać z 10 ziarnami pieprzu,
10 ziarnami ziela angielskiego, pokruszonymi kilkoma liściami laurowymi
(ew. tymiankiem; niektórzy dodają kolendrę albo nawet curry
czy wręcz rodzynki sparzone). Jest też wariant z cebulą zeszkloną na oliwie
- wtedy dobrze ją wcześniej posolić.
Włożyć odsączone filety śledziowe bez skóry, wymieszać, ułożyć ciasno w
szklanej salaterce (lub słoju), zalać oliwą, przykryć, wstawić do lodówki. Można zrobić
jeszcze wcześniej, aby się lepiej przemacerowało.
Rybę sprawić (ew. zostawić pęcherz pławny - do żelowania wywaru), pokroić na
cienkie dzwonka (max. 2 cm - na grubość zalewania galaretą). Niektórzy robią to dzień
wcześniej i wkładają ją do miski z krwią rybią, solą, posypują cukrem
pudrem, zostawiają na noc w chłodzie.
Do szerokiego garnka wlać
wywar
jarzynowy. Włożyć rybę ułożoną na wkładce do gotowania ryb, dodać 2..3 duże
cebule pokrojone w kółka, 5 dkg rodzynek jasnych, umytych, 5 dkg
migdałów w łupinach, sporą łyżeczkę pieprzu mielonego, ze 4 łyżeczki
cukru. Ew. dodać pęcherz pławny, mlecz lub ikrę. Mrugać powoli 15..20 minut.
Wyjąć rybę, ułożyć na półmisku. Z wywaru wyciągnąć rodzynki, migdały (obrać ze skórki i
pokroić w pórka); udekorować nimi rybę. Wywar przecedzić, dosmakować i ostudzić.
W zimnym wywarze namoczyć żelatynę, dolac wrzącego wywaru i zagotować, ostudzić (wynieść na schody).
Półmisek z rybą zalać stygnącym wywarem. Wystające części ryby przykryć galaretą.
Niektórzy rozmiksowują cebulę w wywarze (i wtedy nawet często nie trzeba dodawać
żelatyny, aby galareta "stanęła") - jest wtedy nieprzejrzysta (mleczna).
Rybę sprawić, pokrajać na dzwonka (tak ze 2 cm, jak do galarety). Z każdego
dzwonka ostrożnie wyluzować mięso, zostawiając skórę z dwoma grubymi ościami. Mięso
rybie zemleć z dużą cebulą, macą (płatkami dietetycznymi lub ew.
czerstwą bułką - tak ze 3 łyżki). Dodać 2 jaja, doprawić solą,
(ew. łyżeczkę chrzanu), i sporą ilością pieprzu (tak 1.5 łyżeczki).
Wymieszanym porządnie farszem ostrożnie nadziać poukładane na desce (blacie)
dzwonka; układać je (warstwami) w szerokim, płaskim rondlu, przekładając kilkoma
cebulami pokrojonych w krążki. Wsypać szklankę cukru, ostrożnie zalać wywarem
jarzynowym. Na BARDZO MAŁYM ogniu na płytce mrugać godzinę (jak zacznie
wrzeć, to wypłucze farsz z dzwonków!). Zostawić w wywarze do wystygnięcia. Ostrożnie wyjmować dzwonka i układać na półmisku, udekorować (np. marchwią, groszkiem).
Cebulę przetrzeć (lub rozmiksować) i dodać do sosu, ew. zagęścić żelatyną
(namoczoną w oziębionym sosie i zagotowaną). Zalać półmiski sosem i zostawić w zimnie
do zastygnięcia.
Można też nadziać rybę w całości (jak umiemy ją wydrążyć) - wtedy taką skórę zawija się
w serwetę płócienną nasmarowaną oliwą, obwiązuje nitką i gotuje w wanience do ryb jak
wyżej - a na wydaniu kroi w plastry.
Rybę sprawić (karpia zostawić ze skórą, lina wyfiletować), pokroić na porcje (półdzwonka),
posolić, oprószyć pieprzem, (ew. obłożyć pokrajaną w plastry
cebulą), zostawić pół godziny w chłodzie w porcelanowej misce.
Przygotować na trzech talerzach: mąkę, rozkłócone jajo, tartą bułkę.
Kawałki ryby obtaczać ze wszystkich stron w mące, zanurzać w jaju, osączać, obsypać w
tartej bułce (przycisnąć panierunek palcami).
Już w trakcie wieczerzy na patelni rozgrzać oliwę, smażyć rybę na silnym ogniu z obu stron na jasnozłoty
kolor. Dosmażyć na małym ogniu (na innej patelni z masłem) lub 10..15 minut
w gorącym piekarniku). Niektórzy smażą wyłącznie na maśle, na niezbyt silnym ogniu - nam się przypala, stąd wpierw oliwa.
Podawać od razu z tartym chrzanem (nie kupnym!!!), sałatką jarzynową, kapustą z grochem lub z grzybami.
Namoczyć 3 bułki w śmietanie. Na maśle zrumienić cebulkę, usmażyć na
tym jajecznicę z 2 jaj. Przemielić wszystko razem z kilogramem ryby bez
ości i kostką masła. Kulać z masy wałeczki na palec grube, ciąć na odcinki i
sklejać w obwarzanki. Smażyć na maśle. Podawać z chrzanem tartym.
Szczupaka (może być karp, sandacz lub leszcz) sprawić,
opłukać, wyjąć skrzela i oczy (ja się brzydzę i odcinam całą głowę, a rybę krajam od
razu w dzwonka), osolić, skropić octem, zostawić na pół godziny.
Do szerokiego, płaskiego rondla (wanienki do ryb) wlać zimny wywar jarzynowy.
Dodać octu, kieliszek czerwonego wytrawnego wina, szczyptę estragonu
(szałwi), pół łyżeczki imbiru (lub kawałek niemielonego), kawałek skórki pomarańczowej cienko
obranej. Wsadzić rybę (na rozkładanej wkładce do ryb, gdy w dzwonkach), mrugać POWOLI
(na płytce pod przykryciem) do pół godziny.
Ugotować 2..3 jaja na twardo, posiekać w drobną kostkę. Posiekać drobno łyżkę
zielonej pietruszki. Sparzyć cytrynę i pokrajać w łódki (ósemki).
Miękką rybę wyjąć na ogrzany półmisek (wywar wylać - jest z octem). Sklarować (stopić)
2 łyżki masła. Rybę posypać jajkami, pietruszką, skropić masłem. Podawać od razu,
do tego cytrynę i chrzan tarty. W Święta - z ziemniakami z wody; na
Wigilię - jest sałatka lub pieczywo.
Niektórzy NIE dodają octu do wywaru i potem robią z niego sos - np. kaparowy: ze 2
łyżki kaparów, tuzin oliwek zielonych bez pestek, sól, pieprz,
cukier - rozmiksować malakserem. Wtedy wino chyba raczej białe - ale to znowuż
karp się nie zakoloruje: więc może wsadzić go do octu na chwilę zamiast skropić?
Zabijając rybę zebrać krew (stąd najczęściej karp, ale też szczupak) na miskę z sokiem
cytrynowym (lub octem). Rybę sprawić, pokroić na dzwonka, osolić
(natrzeć solą uprażoną na gorącej patelni),
wstawić na godzinę do lodówki na misce.
W szerokim garnku zagotować wywar
jarzynowy, z imbirem, obraną skórką z cytryny (goździkiem?, majerankiem? -
nigdy nie dodawałem). Włożyć rybę ułożoną na wkładce do gotowania ryb, mrugać powoli 20
minut. Wyjąć rybę, ułożyć w szklanej kaseroli, przykryć (aby nie wyschła), wywar odparować tak do 3/4 litra.
Na teflonowej patelni zrumienić łyżkę mąki, dodać łyżkę masła, mieszać aż
do powstania zasmażki. Rozprowadzić powoli połową szklanki czerwonego wina, wlać
krew z ryby, zagotować mieszając.
Na innej teflonowej patelni roztopić i zrumienić 2 łyżki cukru, zalać powoli
2 łyżkami wywaru jarzynowego, zagotować, wlać karmel do sosu.
Starte na tarce (maszynce) 5 dkg piernika (suchego, bez polewy ani nadzienia),
zalać szklanką ciemnego piwa aż nasiąknie, dodać do sosu, wlać wywar rybny.
Doprawić powidłami śliwkowymi, solą, cukrem, sokiem z cytryny. Dodać sparzone
rodzynki, migdały w paskach (piórkach), (marynowane wiśnie?). Gotować kwadrans.
Zalać rybę sosem, trzymać w cieple do wydania (mozna odgrzewać w mikrofalówce).
Rybę odfiletować i pokrajać na półdzwonka (można wziąć filety bez ości - np.
solę), osolić, oprószyć mąką, osmażyć na tłuszczu z obu
stron, tłuszcz wylać. Jeżeli nie robimy tego dania na Wigilię - można w ten sposób
wykorzystać pozostałe z wieczerzy kawałki panierowanego karpia. Sporą cebulę pokrajac w krążki, usmażyć na maśle na jasnozłoty kolor.
Do kaseroli włożyć cebulę, dodać przecier pomidorowy, musztardę, paprykę (łagodną), rybę,
zalać butelką śmietany, dusić powoli kwadrans (lub w mikrofalówce).
Sos można przetrzeć (lub rozmiksować - ostrożnie wyjmując rybę - wtedy lepiej dusić w
teflonowym rondlu na kuchni) - ja tego nie robię. Dosmakować solą,
pieprzem, przed wydaniem posypać zieleniną.
W przeddzień namoczyć 10 dkg grochu w przegotowanej wodzie.
Pół kilo kiszonej kapusty wycisnąć, posiekać, zalać małą ilością wrzątku, dodać
oliwy (lub masła), zagotować pod przykryciem, odkryć na kwadrans,
dalej znowuż przykryć do dogotowania (wody odparować ile się da).
Groch ugotować we wodzie, w której się moczył, solić pod koniec. Cebulę drobno pokroić, podsmażyć na oliwie, dodać mąki i zrobić
zasmażkę. Wymieszać z grochem i kapustą, zagotować, dosmakować solą i
pieprzem.
Pół kilo kiszonej kapusty wycisnąć, posiekać, (ew. zalać zimną wodą i zagotować,
wodę wylać, po czym dopiero) zalać częścią wody, w której
gotowały się
grzyby, dodac ze 2 liście laurowe, po 5 ziarenek pieprzu i ziela
angielskiego (ew. 2 goździki, otartą skórkę z cytryny czy
kurkumę- nie
próbowałem). Zagotować pod przykryciem, odkryć na kwadrans, dalej znowuż przykryć
do dogotowania - jeszcze kwadrans. Cebulę posiekać, przesmażyć na oliwie na jasnozłoty kolor, dodać posiekane
ugotowane grzyby, sól, pieprz, cukier przesmażyć.
Z kapusty usunąć liście laurowe i korzenie, dodać grzyby, zmielony jałowiec
(niektórzy dodają jeszcze posiekane orzechy włoskie). Podawać na ciepło (można -
jak bigos - zamrażać i odgrzewać, gdyby zdarzyło się, że zostanie).
Ziemniaki wyszorować, opłukać, ugotować w łupinach, obrać, ostudzić;
jabłka obrać i wydrążyć; kiszone ogórki (niektórzy obierają ze skórki) i
marynowane grzybki; marchew, pietruchę, seler z wywaru jarzynowego
- wszystko pokrajać w drobną kostkę. Dodać puszkę zielonego groszku (albo
fasoli, ew. NIE z puszki, ale perłowej, namoczonej dzień wcześniej i ugotowanej),
majonez (najlepiej własnoręcznie ukręcony); dosmakować solą,
pieprzem, sokiem z cytryny. Wyłożyć na salaterkę, przybrać
zieleniną.
2 buraki ugotować, obrać i pokroic w kostkę. Pokroić także w kostkę
cebulę, 3 jabłka i 3 kiszone ogórki. Wymieszać, dodać
majonezu, osolić, dosmakować pieprzem i smacznego!
Kapustę do nadzienia przygotować jak do podania na stół (zrobić
po prostu 2 razy tyle, co w proporcji - z kilograma), ew. podmieniając grzyby
pieczarkami, niektórzy dodają jeszcze surowe jajo albo
przysmażają gotową kapustę niepełny kwadrans na oleju. Mogą też być nie gotowane, ale pieczone w cieście półkruchym:
Na stolnicę przesiać 3 szklanki mąki, posiekać nożem z kostką masła, dodać
sól, 2 żółtka, 2 łyżki śmietany. Zagnieść ciasto, dać mu "odpocząć"
w lodówce parę godzin przed rozwałkowaniem (leniwi kupią mrożone
ciasto francuskie albo greckie ciasto filo w arkuszach). Pierogi po zlepieniu posmarować
białkiem, ułożyć na wysmarowanej tłuszczem blasze i zapiekać w mocno nagrzanym
piekarniku na złoty kolor. Albo zamiast małych pierożków - kulebiak czy pieróg w (mrożonym) cieście
francuskim - nakłuć widelcem (aby odchodziła para) i piec pół godziny w
piekarniku nagrzanym do 200°C.
Na małą miskę wziąć w przeddzień Wigilii pół kilo maku, zmielić (na Śląsku robią
to odpłatnie przed Wigilią w każdej piekarni) na sucho.
W szerokim teflonowym rondlu zagotować litr mleka i pół kostki masła,
wsypać mak, ewnergicznie rozmieszać drewnianą łychą, dodać słoik miodu,
kieliszek rumu, cynamon, kieliszek Amaretto (żadnego tam aromatu
migdałowego!), opłukane 5 dkg rodzynków (można je namoczyć w rumie), posiekane 5 dkg orzechów
włoskich, 5 dkg pasków migdałowych (kto chce - może sparzyć i pokrajać, kto
leniwy - kupuje gotowe), chwilę pogotować mieszając.
Plecioną chałkę zdobną pokroić (na maszynce) w cienkie kromeczki (mogą się
strzępić). W szklanej salaterce układać warstwami gorącą masę makową, przekładając
chałką; ostatnia warstwa - mak (tak z palec odstępu od góry). Udekorować wiórkami
kokosowymi (różnokolorowymi lub - eleganciej - białymi), paskami migdałów,...
Powinno dzień postać w chłodzie, żeby się "przemacerowało". Jeżeli zrobimy w plastykowej,
zamykanej misce - to można zamrażać w zamrażarce (tylko rozmrażać 'naturalnie', NIE w
mikrofalówce!).
W centralnej Polsce, gdzie nie mielą maku w piekarniach, zalecają ćwierć kilo maku
sparzyć dwukrotnie, a potem trzymać pod przykryciem na ogniu aż się da ucierać w
palcach - po czym odcedzić przez gęste sito, dokładnie odsączyć, przepuścić przez
maszynkę 2..3 razy, utrzeć w makutrze, dodać miodu, skórki pomarańczowej,
rodzynek umytych i osuszonych, orzechów, cukier wanilinowy. Można i
tak, ale my zrobilibyśmy masę makową taką, jak na makówki, ale
dając mniej mleka (żeby była bardziej "sypka"). Ochłodzić w lodówce. Pół kilo mąki przesiać na stolnicę, pokroić z dobre pół kostki masła, dodać
4 żółtka, pół szklanki cukru, pół słoika miodu, szczyptę
soli, ew. pół szklanki maku (suchego, nie mielonego) - zagnieść na ciasto,
odpocząć pół godziny w lodówce. Wywałkować cienko, wycinać kółka (lub
półksiężyce) szklanką, piec na posmarowanej blasze w średnio gorącym piekarniku.
Do miski wyłożyć masę makową, w nią wetknąć łamańce jak łyżki i podawać utworzonego jeża.
Przyrządzić w przeddzień Wigilii: rozetrzeć 8 dkg drożdży w wysokiej filiżance z łyżką mąki
(mrożonych - nie rozcierać), zalać odrobiną niezimnego mleka, dodać szczyptę cukru,
postawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia (na spodeczku - potem rosną już piorunem).
Do miski od robota kuchennego przesiać pół kilo mąki. Ubijać 6 jaj i 3
żółtka ze szklanką cukru (najchętniej pudru) w misce, wlać do mąki, dodać
wyrośnięte drożdże, filiżankę zalać mlekiem aby wypłukać resztę drożdży (i wlać
do ciasta - ma być dość gęste). Wyrabiając dodać stopione dobre pół kostki masła
niegorącego, szczyptę soli. Przykryć i zostawić do wyrośnięcia godzinę.
W centralnej Polsce, gdzie nie mielą maku w piekarniach, zalecają 30 deko maku
sparzyć dwukrotnie, a potem trzymać pod przykryciem na ogniu aż się da ucierać w
palcach - po czym odcedzić przez gęste sito, dokładnie odsączyć (na noc), przepuścić
przez maszynkę 2..3 razy, włożyć do rondla na stopione masło, dodać miodu,
skórki pomarańczowej (lub cytrynowej), olejek migdałowy (czytaj:
kieliszek Amaretto), rodzynek umytych i osuszonych, cukier
wanilinowy. Można i tak, choć my zrobilibyśmy masę makową taką, jak na makówki, ale dając bardzo mało mleka (żeby była bardziej "sypka").
Po kwadransie smażenia (teflonowy rondel!) dodajemy kogel-mogel z żółtek 2
jaj utartych z cukrem pudrem i pianę z białek tych 2 jaj. Wymieszać, ostudzić,
rum dodaliśmy już wcześniej. Wysmarować 2 długie i wąskie formy tłuszczem.
Wyrośnięte ciasto podzielić na pół, wywałkować na prostokąt, posmarować białkiem jaja,
wyłożyć pół masy makowej, rozsmarować równo (zostawiając przy dłuższych bokach ze 2 cm
na zawinięcie, aby masa nie "wyciekała"). Ciasto zwinąć wzdłuż krótszego boku dość ciasno
i włożyć do formy. To samo z drugą struclą; przykryć i pozostawić do wyrośnięcia.
Nagrzać średnio piekarnik, gdy ciasta przybędzie raz tyle, posmarować żóltkiem, wstawić i piec trzy
kwadranse (zrobić oczywiście próbę drewnianą szpilką do szaszłyka - gdy wychodzi
sucha, mozna wyjmować). Lekko schłodzić, nożem oddzielić od foremki, wyłożyć na deseczkę
i ostudzić. Można z wierzchu polukrować i np. posypać krokantem migdałowym.
Wynieść do spiżarni i podawać następnego dnia.
15 dkg suszonych śliwek namoczyć na kilka godzin w przegotowanej, letniej wodzie.
Obrać 1 pasternak, 1/2 selera, 1
pietruszkę; 1 pora, pokrajać na kawałki, ugotować z nich wywar. Wywar może
też być na głowach z ryb, ale wtedy moczka raczej NIE może być na słodko.
Miękkie wyjąć i użyć do innych celów, ew. potem zmielić z piernikiem.
Śliwki ugotować na wolnym ogniu w małej ilości wody do półmiękkości.
Do wywaru z jarzyn dodać umyte 5 dkg rodzynek, sparzone i obrane ze skórki
5 dkg migdałów posiekanych wzdłuż na paski, posiekane 3 dkg łuskanych orzechów
włoskich, pokrajane w paseczki 5..10 szt fig i ugotowane, pokrajane śliwki.
15 dkg czerstwego piernika miodowego (suchego, nie polewanego czekoladą ani
nie nadziewanego - mogą być katarzynki) zemleć lub zetrzeć. Połowę piernika zalać
butelką ciemnego piwa, gdy powstanie gęsta masa - dodać ją do wywaru, wsypać
resztę piernika, wcisnąć sok z 1/2 cytryny, włożyć łyżkę masła, osolić,
zagotować.
Moczka ma konsystencję budyniu lub zupy i przyrządzana jest w wielu domach
na słodko (5 łyżeczek cukru lub miodu).
W szklance mleka zimnego zamoczyć 6 ściętych łyżeczek sody oczyszczonej.
Z 4 łyżek cukru przyrządzić karmel i gorący rozprowadzić szklanką wody.
Postawić na ogniu teflonowy, szeroki rondel (tak circa 45 cm), wsypać
4 szklanki cukru, zalać gorącym karmelem, wymieszać, dodać pół kilo
masła (pokroić na kilka kawałków),
kilogram miodu, powoli zagotować mieszając i odszumować.
2 kg mąki (kilo tortowej i kilo krupczatki) przesiać do wysokiego, szerokiego emaliowanego garnka; dodać
zmielone lub utłuczone w moździerzu przyprawy: goździki, imbir, kardamon, cynamon,
gałkę muszkatołową, anyż, lawendę (razem ze 2 łyżki stołowe, najwięcej
cynamonu i imbiru), łyżeczkę soli, wymieszać. Miód zestawić z ognia i dodać powoli
2 filiżanki spirytusu, gorącym zalać mąkę, wymieszać (najlepiej łyżką
cedzakową!) dokładnie od dna. Dodać rozpuszczoną sodę, filiżankę orzechów
(posiekanych w szatkownicy do cebuli), pokrajane pół filiżanki skórki
pomarańczowej, 6 jajek (surowych, NIE TRZEBA ubijać piany z białek),
wymieszać porządnie (powinno się wyłożyć na stolnicę i wyrabiać ręką - nigdy
tak nie robię).
Garnek przykryć pokrywką (nie musi być szczelnie, nie trzeba posypywać mąką)
i wynieść do chłodnej
piwnicy (lub na schody - ale nie na balkon!). Zostawić na 2..4 tygodni (najlepiej
zrobić w Andrzejki!).
Dwa dni przed Wigilią podzielić ciasto na 3 części. "Znormalizowaną" prostokątną
blachę bez jednego brzegu posmarować tłuszczem, wysypać mąką, wywałkować jedną
część (resztę trzymać w chłodzie, bo ciasto wypłynie) - najlepiej szklanką.
Wybić na ciasto żółtko (po 1 na blachę - razem 3), umoczyć palec w piwie
i rozsmarować po całej powierzchni (to też wygładza ciasto).
Piec 25..35 minut w piekarniku nagrzanym do 200..250 stopni (silnie wyrasta
- ponad 2.5 cm, piec można otwierać). Ostudzić.
Ostrożnie oddzielić długim nożem z boków i od spodu, wyłożyć na stolnicę
(lub inną blachę) "spodem do góry". Ewentualne przypalenie zetrzeć tarką, odkroić
nierówne części - aby otrzymać 3 placki dające się złożyć w prostopadłościan.
Pierwszy placek posmarować (ten spód) gorącą marmoladą - 2 słoiki (np.
śliwkowa i wiśniowa). Położyć drugi placek, wyrównać.
Z pół szklanki wody, łyżki octu 3% i 25 dkg cukru
ugotować syrop (tzw. "do nitki"), zdjąć z ognia.
Do syropu wmielić 25 dkg orzechów (włoskich lub zmieszanych z
laskowymi), sok i skórkę 1 cytryny, kieliszek rumu, wymieszać.
Wyłożyć na placek, rozsmarować, przykryć trzecim plackiem (stroną "elegancką"
do góry). Przykryć papierem pergaminowym, przyłożyć deską drewnianą lub blachą,
włożyć do plastykowych reklamówek i na wierzchu położyć ze 6 tomów "Wielkiej
Encyklopedii" PWN. Wynieść do zimnego na 2..3 dni.
W Wigilię wyciągnąć, krajać w wąskie (ok. 1 cm) plastry "przez całość",
każdy z kolei na 2..3 krótsze części. Nie lukrować żadną pomadą czekoladową -
zepsuje smak prawdziwego piernika!
Można go trzymać spokojnie 2..3 tygodnie, ale wcześniej i tak zostanie zjedzony.