logo PLURIXu > strona startowa PLURIX (od 26V1983) Jerzy Klaczak
Biura Rachunkowe(od 1992) św. Min.Fin. 3374/97
kancelaria Doradcy Podatkowego (ubezpieczenie, licencja nr 4983)
Pn..Pt: 8:30..14:45
tel: (32)203 64 95
tel: (501)950 390
Przeprowadziliśmy się

PLURIX - michałki (archiwum)

Marek Niedźwiecki wrócił - w Radiu Złote Przeboje (91.2 MHz) w piąte wieczór, jak zwykle... A w sobotę od 10:00 kolejne 3 godziny!
   Zerwaliśmy z radiową Trójką - dość już tego dukania Mu-szę-ci-po-wie-dzieć-coś-bar-dzo-waż-ne-go-że-cię-ko-cham; chcemy słuchać bel canto:MuuuuuuuuuuuuuszęCipo wieeeeeeeeedzieć.... A tak w ogóle - Cich (zespół Universe) zwalczył jąkanie; może więc ci współcześni zapiewajłowie też przemogą dysleksję i zaśpiewają pełnym, czystym głosem, bez jąkania się?
   Jak już o tym - taki jąkajło ostatnio często występuje na tle jakiegoś melodyjnego przeboju z dawnych lat: zaczyna śpiewać ktoś współczesny, ale prawie tak, jak dawniej - i naraz włącza się to dukanie. Po co im ten "podkład" - czyż samo jąkanie nie jest na tyle atrakcyjne, że jeszcze potrzebuje czegoś do przyciągnięcia słuchaczy? Albo jest im po prostu żal, że nie potrafią śpiewać jak dawniejsi artyści, i muszą w odwecie chociaż spróbować zohydzić tą spuściznę?
Po śmierci Karola Wojtyły radiowa Trójka zaczęła nadawać Annę Marię Jopek, 1-2-3 "Amulet", Led Zeppelin, Procol Harum... Zupełnie natomiast (na szczęście) straciło się to dukanie! Większość stacji zaprzestała puszczania muzyki rozrywkowej i pozostała przy muzyce poważno-żałobnej; jeżeli to jest dla nowego kierownictwa Trójki muzyka żałobna, to daj Panie Boże im rozum (i niech taka zostanie). Swoją drogą, żałosna jest zatem ta "rozrywka" aktualnego pokolenia.

Biuro Rachunkowe poszukuje do pracy w pełnym wymiarze czasu pracy saperów. Saper - myli się tylko raz...
Z archiwum nie ma zapstryczek do aktualnych michałków - można też przejść przez listę zagłębionych stron pod XXXami.
VAT: Zgłoszony przemyt    Wartość dodana?    Nie tolerować    dwie Grecje    VAT na Oscara   
Księgowość: Fantastyka księgowa    Patron    Tertium non datur    Carre4    Kawały o biegłych rewidentach
Polityka: Obcy   F-16   Heathrow   Cola   CIA   Bankrut   Papież   3 świat   Mikke!   Zboże na rozpałkę   UE rządzi   Dług   Korea   Barbarzyńcy   Profesor   Amant   W klatce   Terrorysta   Ochroniarz   Autostrady   Kapitalizm   Unia Europejska   Po ataku na Afganistan   NATO nas obroni   Spalić przed przeczytaniem
Przemyślenia: Kocioł   Gra   Mowa   Piłka   Słowa   Bóg   Zawody   Tuzin   Turing   Boom   PR   Dekalog   Anioły   Lesbijki   Szachy i komputery   Kawały abstrakcyjne    Nowa waluta - recepta na bolączki ekonomiczne  
Przepisy kulinarne: Wielkanoc   Tatary   Jesień   Wigilia Bożego Narodzenia
Zdjęcia: Andrzejki
Kultura: Filmy   Koncerty   Teatr
Technika: IBM   NT   Communicator  

Słucham właśnie w radiowej Trójce dyskusji z udziałem Navarro-Wallsa (to nie jest jakiś krewniak poprzedniczki Balcerowicza? Chyba nie, bo tamtą zeżarł gronkowiec) i nasuwają mi się takie przemyślenia (będą dwie częściowo przeczące sobie opinie, obie moje).
   Dlaczego dwu pedałów chcących spędzić razem część życia nie może usankcjonować tego w postaci związku małżeńskiego? Nie bzdurzmy o przyrodzonym pochodzeniu człowieka ze związku kobiety i mężczyzny. Jest wiele sytuacji, kiedy ludzie chcą spędzać razem część życia: mnisi w klasztorze, polarnicy w stacji podbiegunowej,... - czy oni też powinni zawierać ze sobą małżeństwo (i to grupowe - patrz niżej)? A skoro dyskutujemy już o sytuacji liczniejszej, niż 1 + 1 (pierwszy Lem pisał o pięciu płciach tworzących związek i dramatach samotnej czwórni), to weźmy układ: jeden facet i parę dziewuch (wiem, że zabrania tego obecne prawo - ale co z tego? To właśnie o ew. zmianie obecnego prawa dyskutujemy, bo tak samo zabrania ono małżeństw pedałów. Poza tym - to tylko europejskie prawo tego zabrania, Koran ma tutaj zdanie jakby odmienne). Skoro związki takie są faktem, a na dodatek uznawanym przez prawo w krajach reprezentujących przeważającą część ludzkości, to dlaczego nie przyznać tego prawa i u nas? A dalej - odwrotna sytuacja: jedna dziewucha i paru facetów. To też nie jest sytuacja teoretyczna (mądrość ludowa nazywa takich panów żartobliwie "szwagrami", łatwo wytłumaczyć, że z wiekiem temperament kobiet wzrasta, a mężczyzn maleje), a prawo (w daaaaaawnych czasach) sankcjonowało to jako matriarchat. A sytuacje (częste od lat na Zachodzie - stąd poznałem znaczenie obcego czasownika swinging, i nie dotyczył on muzyki) typu 2 + 2 (znam takie układy i w naszym kraju - nie ograniczają się li tylko do seksu, ale tworzą również choćby wspólnotę majątkową: chociaż kiedy układ się rozpada i okazuje się, że klatkę schodową da się podzielić, ale wjazd na działkę jest tylko jeden, jest polka). A ...
   A z drugiej strony - zakonnicy zawierają właśnie ślub - tyle, że nie ze sobą gromadnie (tu byłby problem przy występowaniu któregoś wspólnika ze spółki, np. wskutek zgonu - trzebaby chyba prowadzić notarialną księgę - excuze moi - wspólników), ale pojedynczo z prokurentem drugiego wspólnika (prokurentem - bo to jest tylko Syn swojego Ojca; choć ostatnio i on udzielił chyba generalnej substytucji swojej Matce - tu akurat Ojciec z Matką nigdy nie brali ślubu, a Matka była jakby żoną innego). Ale jest to jednak ślub, jest uroczystość w kościele, z zaproszonymi gośćmi i poczęstunkiem, mniszki wnoszą też wiano ślubne, jak przy "normalnym" ślubie. A że kościelny? Cóż to dzisiaj za różnica! Więc może wprowadźmy jeszcze kilka kolejnych kategorii ślubów: oprócz powyżej wymienionych, np. także pomiędzy starymi pannami i ich kotkami...(też związek dozgonny).

na górę strony


KOTŁY CO

   W (dawno wydanych) "Bajkach Polskich" jest i taka o wójcie, który kupił Księżyc na targu i powiesił go na drzewie, a trzej złodzieje ukradli go (??? + Giertych??) , podzielili na trzy kawałki i schowali w piwnicach.
   A wiecie, czemu w zimie nie ma Słońca? Bo ludzie rozdrapali je na kawałki i chowają w piwnicach, oczywiście. Każdy ma w kotłowni żeliwną lub stalową skrzynię, w której po uchyleniu drzwiczek widać, że w środku jest kawałek Słońca: świeci jaskrawopomarańczowo i grzeje że trzeba się osłaniać od żaru. I tak na okrągło, dzień i noc. To nie dziwota, że nie ma go na niebie.
   I dopiero, kiedy ludzie zaczynają stopować - ich schowane słoneczka już nie grzeją tak mocno i tak długo, zaczyna przybywać go na niebie. A kiedy zupełnie wypuszczą je na wolność, i te skrzynie po kotłowniach stoją zimne, ciemne i puste - to Słoneczko wraca nam w pełnej krasie na niebo!
   Przyszło mi to na myśl podczas codziennego oporządzania pieca CO (przez tyle lat grzaliśmy kotłem elektrycznym, więc nie myślałem o tym, a teraz magistrat kusi dotacjami UE na kotły z podajnikiem na ekogroszek, stąd częściej o tym rozmyślam). Praca palacza CO jest bardzo podobna do zawodu palacza w (rzadko już występujących) lokomotywach parowych: Też trzeba sprawdzać poziom wody na manometrze (tylko tam się regularnie dolewa), temperaturę na kotle [to załatwia termostat z łańcuszkiem do szybra], szuflować węgiel (chociaż tam pewnie znacznie częściej, niż w kotle CO) [to ma robić ten automatyczny podajnik]. Ale to przecież nie koniec - pozostaje ta najbrudniejsza część roboty: kocioł trzeba regularnie przegrzebywać pogrzebaczem (pewnie w parowozie podobnie), i - clou wszystkiego - wysypywać popiół.
   No i właśnie - zależy to oczywiście od jakości węgla, jaki kupuję (a dodatkowo od ilości i jakości spalanych odpadków domowych, papieru i opakowań czy innego hasia wszelakiego); ale proporcja popiołu i żużla do spalonego węgla to jest minimum 25% (moim zdaniem); niechby i 20% czy 10%. Ja to wynoszę za co drugim dołożeniem z kotłowni wiadrem do kubła. A co robi palacz w parowozie (musi tego być niemało) - nie wiem, ile spala taka lokomotywa w czasie jednej podróży, ale na węgiel ma za sobą specjalną węglarkę doczepną, kilka ton wchodzi tam lekutko. Co robi palacz z tym cieplutkim, jeszcze żarzącym się popiołem w takich ilościach w rozpędzonej lokomotywie? Przecież nie wyrzuca tego na torowisko (aby zapruszyć iskrę w lesie). Na stacjach postojowych (interesowałem się modelarstwem kolejowym) bywały takie krany z wodą (wodaego zużywa się i uchodzi w gwizdek w postaci pary, to jest łatwe do odprowadzenia), ale nie spotkałem się z "hasiokami" na popiół i to prosto z pieca.

na górę strony


INWESTUJ W KACZYSTANIE

   Nasz nowy klient... hola!, jak tak dalej pójdzie, nie wiem, czy zostaną naszym klientem, bo nie będzie komu zostać. No, w każdym razie:
   Na początku, kiedy wyruszyli już z listą sporządzoną przez Biuro zakładać firmę w Polsce, pomyślałem: dadzą sobie radę. Co prawda, jeden czarnoskóry, a drugi z Azji, ale trzeci - Czech, zaprawiony w postkomunie i nie tak bardzo odległy od naszej rzeczywistości, to nie da się zbyć byle czym w pierwszym urzędzie.
   Schody zaczęły się po podpisaniu aktu notarialnego. Administrator wybranego przez nich biurowca stwierdził, że nie podpisze z nimi umowy dopóki nie będą mieli NIP-u. Nie rozmawiałem z nim bezpośrednio, wszystkie opisane tutaj sprawy znam z kontaktów z założycielami spółki. Argumentacja, że aby otrzymać NIP trzeba właśnie podać m.in. adres siedziby (bo w akcie notarialnym wystarczy miasto jako siedziba, a umowę najmu, wymaganą przez Urząd Skarbowy, można dostarczyć później), nie podziałał na niego.
   Dzisiaj zadzwonili z lepszą sprawą - otworzyli rachunek bankowy w jakimś BZ-banku. Bank rachunek otworzył (kapitał założycielski przecież musi gdzieś wpłynąć), ale stwierdził, że dopóki nie otrzymają wpisu do Rejestru Sądowego, nie będzie dokonywał żadnych wypłat z rachunku (wpłaty, owszem). Żadna tam spółka z o.o. w organizacji nie będzie BZ-bankowi dyktować, kto jest właścicielem i dysponentem tych pieniędzy. Ciekawe, jak spółka zapłaci za wpis sądowy do RHB czy za NIP-2 do Urzędu Skarbowego???
   Myślę, że stworzył się nareszcie sprzyjający klimat dla obcokrajowców do zakładania przedsiębiorstw w Kaczystanie, ... ooo, dzwoni telefon; przepraszam, muszę kończyć - może to Henio, miał potwierdzić z Argentyny, że czeka na mnie praca, i na kiedy mam przedatować bilet lotniczy (bo walizki mam już spakowane). Bo jego żona miała przeze mnie podać Heniowi krople na serce, co zapisał mu lekarz w Gliwicach...

na górę strony


JANKESKA (SUPER)TECHNOLOGIA, I TO W DNIU WYBORÓW U NICH

   Od paru dni lecą do Polski dwa (słownie:dwa) najnowocześniejsze myśliwce. Jednego dnia nie doleciały, bo musiały zawrócić do jankeslandu (bo jeden był zepsuty i nie mógł lecieć nad morzem, a drugi bał się latać samotnie). Następnego dnia (dziś) też nie doleciały i musiały wylądować na Islandii.
   Przypominam, że nie są to (podobno) jakieś złomy ze szrotu sprowadzane bez akcyzy na lawecie przez dwu takich, co [stop - to nie jest dobra analogia] - ale wybrane w uczciwym (w to nie wątpię) przetargu najnowocześniejsze [bla, bla, bla - proszę sobie wypełnić samemu]. Kupiliśmy tego tak prawie kopę, na razie chcieliśmy sprowadzić dwa (circa 3% zakupu). I co? I nico, nie udaje się. Nie są to prototypy wykonywane specjalnie dla nas, ale (podobno) sprawdzone i oblatane [bla. bla, bla], produkowane seryjnie, których stada całe latają na północ od Meksyku. I co - wśród nich nie udaje się wybrać DWU sztuk, które są w stanie dolecieć o własnych siłach do kupującego? Albo choćby JEDNEGO, który może latać nie trzymając się maminego paska? I nie są to jakieś warunki bojowe, niespodziewany nocny alarm,... - o konieczności dostarczenia towaru sprzedający wie nie od dzisiaj (a nawet, jak sobie zgubił kartkę z zamówieniem, to może o tym przeczytać chociażby w gazetach czy w internecie).
   Gdy ja sprzedawałem papę, kotlety czy komputery - to zawsze miałem trochę towaru (pełnowartościowego) na stanie na niespodziewane zamówienia, a co dopiero na spodziewane z dużym wyprzedzeniem. I gdyby mój pracownik nie dostarczył klientowi (na czas, na miejsce, na pewno) zamówienia, to: po pierwsze, nie byłby już moim pracownikiem (choćby nawet - w myśl Kodeksu Pracy - był inwalidą w ciąży w okresie przedemerytalnym) od zaraz; po drugie, osobiście z magazynu wziąłbym potrzebny towar i dostarczył go wraz z przeprosinami, rabatem, jakimś gratisem. Ale głupi jestem, co nie - powinienem przecież w razie takiej wpadki zażądać, żeby mój oszukany klient zwolnił swojego vice-Dyrektora.
   A tak na marginesie - ta demonstracja niekompetencji odbywa się w dniu jankeskich wyborów. Pamiętacie, że ostatnio nie udało się osiągnąć erekcji ręcznie (nie - chyba miało być: elekcji) przez parę dni. Dzisiejsze radio podało, że znowuż około połowa z maszyn do głosowania odmówiła im posłuszeństwa. A wydawało się, że tylko Polak przed szkodą, i po szkodzie głupi! (nota bene - szkoda, że nie wspomogli nas swoją techniką przed naszymi wyborami - nie byłoby całej tej szopki ze samorozwiązywaniem, bo do dzisiaj nikt nie wiedziałby, czy i kto wygrał wybory).

na górę strony


PLASTYKOWA BUTELKA Z NAPOJEM PARALIŻUJE PORTY LOTNICZE W EUROPIE I U JANKESÓW

   Co tak naprawdę się stało? Ano, nic - milicja angielska aresztowała kilkunastu arabów (na pewno bez nakazu - i będzie ich teraz więzić w jankeskiej bazie wojskowej na komunistycznej Kubie bez sądu, bo taki jest aktualny standard "europejskich demokracji"), którzy planowali atak na kilka samolotów lecących z Londynu do jankeskich miast. Nie doszło do żadnego zamachu, żaden samolot w nic nie uderzył, nie został porwany, nie eksplodował. Tymczasem w wyniku rozpętanej histerii sparaliżowano ruch lotniczy na terenie znacznej części Europy i Ameryki Północnej. Ludziom, którzy zawarli umowy na przewóz lotniczy i zapłacili za nie - odebrano komputery, telefony, metaxę kupioną w wolnocłowym; matki upadla się każąc na oczach żołdaków kosztować Bebiko ze smoczka (ciekawe, czy sercowcom każe się "na próbę" zażywać tabletki, jakie noszą przy sobie? A pedałom zakładać prezerwatywy?). Odwołano loty (i podobno linie lotnicze nie poczuwają się do rekompensat za straty. To już nie obowiązuje, że za opóźnienie ponad dwugodzinne należy się bezpłatny posiłek, a przy dłuższym - hotel na koszt przewoźnika i odszkodowanie w EURo???)
    Tylko w Związku Radzieckim nie udzieliła się powszechna histeria - jak zapodał korespondent radiowy, procedury bezpieczeństwa na lotniskach radzieckich są już tak drobiazgowe (m.in. prześwietlanie butów) w związku z Czeczenią, że trudno tu cokolwiek zaostrzyć.
    Zamknięto jedno lotnisko pod Londynem? Pięknie, ale dlaczego poodwoływano loty z wszystkich prawie krajów eurokomuny do Londynu? Londyn to podobno bogate miasto i podobno posiada więcej niż jedno lotnisko. Kiedy np. w Polsce nie przyjmuje lotnisko na Okęciu - zapasowym są podkrakowskie Balice: tam przekierowuje się samoloty a podróżnych dowozi do stolicy autokarami. Pasażer musi dolecieć do celu, taka była do tej pory dewiza przewoźników - czy coś się zmieniło?
    Kiedyś biedacy płynęli do Ameryki (tzn. biedacy nie, biedacy nigdzie nie podróżowali; ale powiedzmy: ci mniej bogaci spośród podróżników) Batorym, a bogacze latali samolotami (nb. nawet z prędkością ponaddźwiękową - te czasy też już minęły bezpowrotnie?). Personel latający to była ta elita elit, podróż podniebna - wyśnionym luksusem (uprzejme powitanie i gazetka, wdzięcznie zapakowany obiadek, darmowe napoje <a w business class - także wyskokowe>, telewizja <a u Niemczyka to słuchawki można było zabrać w prezencie do domu>). Teraz jest dokładnie odwrotnie - biedaków upycha się w przeładowanych samolotach czarterowych bez jedzenia i picia, a bogaci wykupują sobie rejs eleganckim liniowcem z balami kapitańskimi.
    Pierwsze, te najbardziej spektakularne ciosy zadane 11 IX przez Al-Kaidę jankesom, zostały przygotowane za pomocą plastykowych noży. Teraz - bez jednej ofiary ani w ludziach ani w sprzęcie - uderzono kto wie czy nie mocniej za pomocą butelek z napojami. Cóż mówi to o odporności cywilizacji białego człowieka na ciosy?
    A to i tak nie koniec pomysłowości ludzkiej. Jeden słuchacz zadzwonił do radiowej Trójki, że najlepiej byłoby wpuszczać na pokład samolotów pasażerów wyłącznie nago (i organizować loty koedukacyjne); a bagaże podręczne wysyłać drugim samolotem. Otóż, Szanowny Słuchaczu, już w kilku powieściach science-fiction (Lem, Dick,...) wystąpili ludzie-bomby. Czy to tak trudno, w dobie operacji wszechplastycznych, wszczepić w biust atrakcyjnej terrorystki parę kilogramów plastiku - ale tego eksplozywnego? I co, po zakazie wnoszenia bagaży ręcznych, trzeba będzie zabronić wchodzenia pasażerów na pokłady samolotów. Ileż problemów to rozwiąże: podwójnie sprzedane miejsca, ...
    Dobra, a teraz na poważnie: w piątek radiowa Trójka poinformowała, że pierwsze informacje milicja angielska otrzymała z Pakistanu już parę miesięcy temu i przez ten cały czas nadzorowała siatkę i nawet umieściła w niej swojego człowieka i współpracowała z mułłami meczetów w których.... <bla, bla, bla>. Jeżeli tak - to co stało się we czwartek 10 sierpnia, że jeszcze wczoraj można było wnosić napoje i komórki, a od dzisiaj już nie? Przecież świadomość zagrożenia płynnymi bombami była już od kilku miesięcy i powinno się już wcześniej wyeliminować bagaż podręczny. Zwłaszcza, że aresztowano rzekomych terrorystów - więc zagrożenie jakby znikło. A prezydent jankeski (tak zapodaje radio) już w niedzielę wiedział o zagrożeniu atakiem (to Tony Blair parę miesięcy zbierał się z poinformowaniem go?). A czemu zaprzestano przyjmowania samolotów, skoro mieli dokonać ataków w lotach wylatujących z Londynu? To wszystko nie trzyma się kupy!
    Albo służbom specjalnym chodziło o zorganizowanie właśnie takiego zamieszania, jakie powstało (mówiło się sporo, że 11 IX to była akcja CIA). Ale tą wersję wykluczam - od czasu jankeskiej agresji w Zatoce Perskiej wiemy wszyscy, jaki u anglosaxonów panuje burdel. Najprawdopodobniej nie panują w ogóle nad sytuacją, nie wiedzą, co tak naprawdę się dzieje i kto pociąga za sznurki; w panice szukają na oślep i uderzają w kogo popadnie...
    Jest jeszcze inna możliwość - Marek Oramus w noweli "Senni zwycięzcy" opisuje statek kosmiczny, który wraca z głębin galaktyki. Załoga budzi się z hibernacji - i (jest to statek - miasto) wybuchają zamieszki z powodu nieotwarcia basenów na pokładzie siódmym. Dalej jest jeszcze śmieszniej... A prawda jest zupełnie inna: statek znikąd nie wraca, zaparkowany jest na orbicie wokołoziemskiej i jest własnością korporacji telewizyjnej, która wprowadziła na pokład specjalnych animatorów, aby transmisje były bardziej spektakularne (Państwo dostrzegają analogię ze znanym filmem "Truman Show"? Ale Oramus pisał to tyle dziesięcioleci wcześniej!!!). Jednym z nich był pewnie Kuroń senior - to on przewidział przecież: będzie tak samo - tylko śmieszniej!
   Minęły trzy miesiące - jest połowa listopada. Czy histeria opadła? Ależ skąd - właśnie wprowadzono nowe obostrzenia: na pokład samolotów można wnosić płyny (napoje, perfumy, pasty do zębów,...) w opakowaniach maksimum 100g, przeźroczystych, i włożonych do przeźroczystej plastykowej torby z zamknięciem (to chyba jakiś producent zamykanych reklamówek znalazł swoje pięć minut). A zakupy z wolnocłowego? Mają być zapieczętowane wraz z paragonem w przeźroczystej torbie! Czy po przejściu kontroli można je odpieczętować? Podobno tak... - to nie można wobec tego przenieść wolnocłowego ZA kontrolę? Tak samo - tylko śmieszniej. Nikt jeszcze nawet w XX wieku by w takie upodlenie jankeskich aviapasażerów nie uwierzył!

na górę strony


SWOBODA GOSPODARCZA @ la COCA - COLA

   Na fakturach firemki Coca Cola HBC Polska sp. z o.o. znajduje się napis:
"Klienci CCHBC Polska mają prawo do zamawiania, kupowania oraz sprzedawania napojów gazowanych innych podmiotów"
A już baliśmy się, że trzeba będzie wystąpić do Trybunału Praw Człowieka. A tu patrzcie - mają prawo! Do nóżek padamy i po ręcach całujemy. Vivat Polo Cokta!

na górę strony


POLSKA MŁODZIEŻ GADA POLSKIMI TEKSTAMI

   Dziennik Zachodni 9 VI 2006, dodatek TV, strona 26 - "Bądź oryginalny także przy grillu". Specjalnie dla Czytelników (a więc nie jest to przypadek) Michał Tkaczyk - zastępca szefa kuchni we warszawskim Hotelu Sheraton. Ostatni przepis (Banany grillowane...), przedostatnie zdanie:
W tak powstałym syropie zamarynować kawałki pomarańcza.
A Ty mi nic nie odpowiadasz! I jesz zielony winogron. Czas umierać, co nie?
   Pani w radio zapodała, że UKE (cokolwiek by to miało zaczyć) "nie może uregulować kontentu". Chyba nie jestem z tego kontent...
A z drugiej strony - red. Wasowski (w radiowej Trójce) przejęzyczył się - i się natychmiast poprawił. Niewielu chyba to zauważyło, a już na pewno spośród młodziezy. Istna perełka!
   Powiedział "reperTUar" - i natychmiast poprawił "rePERtuar".

na górę strony


RODZICE TWÓJ WRÓG

   Na (znikających już na szczęście) wielkoformatowych plakatach odziany w gazmaskę szczeniak z karabinem stanowi tło dla napisów wyjaśniających co i po co się dzieje:
Rodzice wracają z wywiadówki
Możesz stać się niewidzialny dla wrogów
   Ja też miałem pietra, kiedy stara szła na wywiadówkę (i zawsze uzasadnionego). Też chciałbym stać się podówczas niewidzialny. Ale nie przyszłoby mi wtedy do głowy słowo dla wrogów! No, ale teraz  ziomów traktuje się inaczej, z glana...

na górę strony


TALIBOWIE WE WIĘZIENIU CIA W KLEWKACH

   Szwajcarski śledczy - mimo kompletnego braku współpracy ze strony polskiego rządu - ustalił przynajmniej, że samoloty CIA z więźniami lądowały w naszym kraju. I co? I nic - są to "bezpodstawne oszczerstwa" (riposta naszego tzw. premiera ksywa Kaziu) "nie oparte na żadnych faktach". To ciekawe - bo śledczy oparł się na europejskich rejestrach lotów. Jeszcze fajniej, że PiSuray nie uzgodniły swoich wersji, bo inny minister zeznaje w radio, że "takie loty zdarzają się, zdarzały się i najprawdopodobniej będą się zdarzać nadal". Więc - były loty czy ich nie było?
   A skoro jednak były loty, to może gdyby poszukać nie w europejskich rejestrach (oni niestety nie rejestrują - kogo przywozili a kto wysiadał i na jak długo) tylko w naszych, to jednak jacyś więźniowie u nas byli torturowani (skoro jankesi torturują uprowadzonych politycznie nawet na Kubie - bo nie mają nawet statusu więźniów, skoro porwano ich i przetrzymuje się bez sądu). No bo za co rzucono polaczkom (rzekomą) marchewkę ruchu bezwizowego do Disneylandu? Już zresztą się o tym zniesieniu wiz przestało mówić... Jankesi postępują bezpardonowo: onegdaj - jak podało radio - zlikwidowano drugiego w kolejności terrorystę... Co to znaczy zlikwidowano - zamordowano bez wyroku sądowego, prawda?
   A Andrzej Lepper swojego czasu widział talibów w Klewkach. Samoloty CIA lądowały na Mazurach - to niedaleko. Może jednak coś w tym było - bo ani nikt nie próbował skierować go na badania psychiatryczne ani oskarżyć na poważnie. Przecież nikt oficjalnie nie przyzna publicznie - tak, w naszym kraju też bije się Murzynów...

na górę strony


BANKRUCTWO IV RZECZPOSPOLITEJ

   Od 1 lipca ma być ograniczona możliwość zaciągania kredytów w walutach obcych. Powód - obrona interesów kredytobiorców nie liczących się z możliwością nagłego załamania się kursu złotówki. A więc kaczy rząd poważnie rozważa możliwość gwałtownego załamania się kursu polskiej waluty? Pięknie, ..., pięknie - rząd wie to przecież szybciej i dokładniej od szarego obywatela. Zatem teraz wiemy i my, jaka przyszłość nas czeka - sygnał jest wyraźny: Polska będzie bankrutem! Argentyna ogłosiła w swoim czasie niewypłacalność - więc nie łudźmy się, że całe państwo nie może zbankrutować. Może - i do tego właśnie zbliżamy się szybkimi krokami.
   To oczywiście nie nastąpi jednego dnia i z trzaskiem - nie, to będzie (jakie będzie? już jest) proces stopniowy, raz wolniejszy, raz szybszy, ale nieubłagany. Krok za krokiem: powszechne PIT-y i CIT-y w 1992, VAT w 1993, nowy ZUS w 1999, NFOZ... I za każdym razem śpiewka była ta sama: nikt na tym nie straci, wynagrodzenia się ubruttowi, przeliczy, dostęp do lekarza będzie łatwiejszy,... Tymczasem krok za krokiem ogranicza się choćby świadczenia społeczne: wiek emerytalny idzie w górę, już mówi się o emeryturach równych dla wszystkich (choć podobno każdy teraz sam płaci na swoją emeryturę indywidualną), za coraz to więcej dni zwolnienia płaci zakład a nie ZUS, podnosi się składkę zdrowotną, ogranicza dostęp do lekarzy,...
   Radio trąbi o wielkim sukcesie - strajkujący lekarze nie zostaną zwolnieni z pracy, gdyż podpisali porozumienie. Czyżby więc koniec strachu o życie dla nas wszystkich? Nie - bo to dotyczy lekarzy ze szpitala MSW. Ten sygnał chyba też jest wyraźny, to już kol. Urban chlapnął: że rząd wyżywi się sam. Więc wyleczyć też się sam wyleczy. A dla Państwa - chwila muzyki (znacie ten kawał o Słońcu Narodów ś.p. Czauszesku, prawda)...
   Minister Religa zapowiedział podanie służbie zdrowia placebo w postaci m.in. zdefiniowania "koszyka świadczeń gwarantowanych". Ale - przecież taki koszyk już od dawna istnieje: każdy np. stomatolog wie, że "z ubezpieczalni" może borować porcelanowe plomby tylko w przednich czterech zębach; a w pozostałych musi wkładać rtęć (amalgamat). Za to przecież ostrzegła już Polskę nawet Unia Europejska: bo w UE wycofuje się metale ciężkie zewsząd, z termometrów (ich się nie zjada, dodam dla ułatwienia), z baterii - a tutaj polskie państwo każe wkładać płynną rtęć do jamy ustnej. To na czym ma polegać "zdefiniowanie koszyka"?
   A problem lekarzy można prosto rozwiązać. Ci, którzy nie wyemigrowali po studiach na Zachód do pracy (albo są za starzy, albo niedouczeni, albo jakieś niedojdy życiowe) chcieliby żyć tutaj (bo życie tanie) a zarabiać tak, jak ich obrotni koledzy którzy wyjechali. Inaczej może zaśpiewaliby, gdyby z tymi wyjazdami się trochę odmieniło. Wszyscy narzekają: dlaczego nasze społeczeństwo ma finansować bezpłatne studia dla emigrantów. Za moich czasów była prosta recepta: przymus pracy (sic!, wtedy nie było bezrobocia) po studiach. Nie chciał kto odpracować darmowych studiów - proszę bardzo: musiał zwrócić państwu opłatę (niemałą) za studia. Chcesz wyjechać - droga wolna, ale wykształć się na swój koszt w uczelni prywatnej albo oddaj nam to, co dostałeś na darmowej uczelni państwowej z podatków tych, którzy tutaj zostają.

na górę strony


POLSKA GOLA

   Po zakończeniu mistrzostw, organizatorzy zaplanowali nagrodę pocieszenia dla nieudaczników: zespołów, które nie strzeliły ani jednej bramki w czasie całych mistrzostw. Nagroda polegała na daniu szansy na honorowy powrót do domów: poprzez zorganizowanie meczu na pustym boisku (bez przeciwnika), aby mogli strzelić choćby jedną bramkę. Po podliczeniu okazało się, że jest tylko jedna taka drużyna - polska, mianowicie.
   Polska drużyna w trakcie meczu przeciwko pustej bramce stanęła na wysokości zadania: w czterdziestej piątej minucie nasz czołowy bramkarz strzelił bramkę ... samobójczą i tak oto ostatni mecz też przegraliśmy: z nikim rezultatem 0:1.
   A o ileż prościej byłoby dawniej, za komuny: nie było żadnych transmisji ani anten satelitarnych, ogłosiłoby się po prostu, że nasze orły wracają jako pierwsi - bo są PIERWSI: już wygrali, reszta musi jeszcze dalej zmagać się o drugie miejsce...

na górę strony


ZEFLA BENEDETTO, ICH PAPIEŻ

   Dziwolągiem Polska jest już teraz - jesteśmy chyba jedynym krajem (a wśród EU - na pewno), w którym alkohole sprzedaje się co prawda w supersamach - ale na wydzielonych stoiskach. Obcokrajowcy dziwią się, dlaczego wina trzeba kasować w jednej kasie, a potem z tym samym wózkiem idzie się do drugiej kasy (i tam np. kasuje się papierosy, które też nie powinny być sprzedawane nieletnim). A z tym (naszym) Benedetto! Czy w Bielsku ktoś po zakupieniu butelki wina wsiadłby w PKS aby pojechać bezcześcić papieża do Częstochowy? Bo w małopolskim (dawne krakowskie) w tym samym czasie prohibicji jakoś nie było, choć odległość do Częstochowy mniejsza.
   Przypomina mi się wizytujący (jeszcze za poprzedniego papieża) Katowice nasz klient z Belgii. Pytał mnie, czemu w hotelowej restauracji nie podano mu piwa do obiadu. Tłumaczyłem, że Wojtyła... No, dobra - ale w swoim hotelowym pokoju w lodówce ma pełen wybór alkoholi. Zastanawiałem się, jak mu to wyjaśnić, gdy zaatakował z grubej rury: to on właściwie mógłby zacząć sprzedawać flaszki z tej swojej lodówki z hotelu! Osadziłem go szybko przypomnieniem, że Al Capone też tak zaczynał (od sprzedawania alkoholu podczas prohibicji). Odgryzł mi się zapytaniem: przecież ci nieszczęśni polaczkowie mogą również napić się w domu (tak jak on - w hotelowym pokoju). Wytłumaczyłem mu, że nie mogą - bo nie mają po domach alkoholu. Takie domy, gdzie w barku stoi kilka flaszek (a w piwnicy leżakuje kilkadziesiąt), to jest ekstremalny wyjątek. Typowy polaczek jeżeli dzisiaj kupi flaszkę - to dzisiaj wypije flaszkę. Jeżeli dwie flaszki - to wypije dwie. A jeżeli - spytał chytrze - dostanie (np. taki lekarz) jednego dnia pięć flaszek? Przecież nie wypije? Wypije, wypije - i padnie trupem - uspokoiłem go. A w takiej Słowacji na basenach sprzedają nie tylko piwo, ale i Borowiczkę (75 %) - to oni nie mają ustawy o wychowaniu w trzeźwości? Wysłać im polskich parlamentarzystów (i ministra od MSW wraz).
   Cy to prowda, że Zefla Ratzinger jak przylecioł do nos, to sie łoblekł w bioły mantel krzyżacki i przitaskoł dwa gołe miecze?

na górę strony


TRZECI ŚWIAT WEDŁUG KNEDLI

   Na stronie http://www.imigrace.mpsv.cz/?lang=en&article=project-conditions znajdują się warunki czeskiej "Zielonej Karty" - programu uzyskania obywatelstwa Czech dla obcokrajowców. Dla jakich? ano czytamy:

5. Nationality

You may apply for being included in the Pilot Project only if proving your citizenship of Bulgaria, Byeloruss, Croatia, Canada, Kazakhstan, Moldova, Servia and Monte Negro or Ukraine.

Bułgaria, Białoruś,.... i Kanada! Czy kanadyjczycy nie powinni się obrazić na knedli??
Strona została w międzyczasie zmieniona - nowa lista krajów jest taka:
Belarus, Bosnia and Herzegovina, Croatia, Canada, India, Kazakhstan, Macedonia, Moldova, Monte Negro, Russian Federation, Serbia or Ukraine.
Wyleciała Bułgaria (teraz UE), doszła Bośnia i Hercegowina (!), Macedonia, Rosja. Kanada pozostała jak była...

na górę strony


BĄDŹ KONTENT Z POMIARU KLIKALNOŚCI NA PISEMNĄ PROŚBĘ

   Kawałek otrzymanego spamu:
Jeżeli nie chcesz otrzymywać od IBM tego typu informacji drogą elektroniczną, prosimy kliknąć tutaj aby wypisać się z listy dystrybucyjnej.

Możesz również wysłać do IBM pisemną prośbę

A o co mam prosić - aby się ugryźli w żyć??

IBM Polska Sp. z o.o., ul. 1 Sierpnia 8,
02-134 Warszawa, Departament Marketingu

IBM może zbierać dane dotyczące pomiaru klikalności, w celu zaoferowania w przyszłości odpowiedniego kontentu dla poszczególnych użytkowników. Aby zapoznać się z praktyką


Chyba nie jestem kontent z pomiaru klikalności. Ja chyba jednak odstaję od współczesnego świata...

na górę strony


PATRON KSIĘGOWYCH

   Jako rzemieślnik dowiedziałem się za komuny - ku swojemu zdziwieniu - że w całym areopagu świętych istnieje także patron rzemieślników i jest nim na dodatek nie byle kto ale sam święty Józef (bo był cieślą) a święto przypada na domiar wszystkiego - 1go Maja (Święto Pracy uczcimy pracą - moje ulubione hasło z tamtych czasów nie spotykało się z akceptacją władzy).
   A księgowi? Nie wiem, czy działająca prężnie Krajowa Izba ustaliła już odnośnego świętego, ale dla mnie oczywiste jest, że powinien nim zostać - święty Tomasz. Jako jedyny z całego tego tuzina ślepo ufnych dzieci we mgle (zawsze przypomina mi się Looking at my trials and tribulations - sinking in the gentle pool of wine; don't disturb me now, I can see the answer: till this evening is this morning, life is fine! Ostatnia Wieczerza widziana oczami Superstar'a) miał odwagę cywilną powiedzieć, że nie uwierzy dopóki się osobiście nie przekona. Tego właśnie uczę swoich pracowników, tego wymagam od siebie.
   Oczywiście, patronem księgowych mógłby także zostać batiuszka Joseph: to jest ta sama dewiza życiowa (dowieriat' - no prowieriat' - rozumie jeszcze ktoś ten język? Wierzyć - ale sprawdzać). Sęk w tym, że Stalin chyba nie był świętym i nieprędko zostanie nawet beatyfikowany. Gdyby papieżem został Rusek, ale Niemiec...

na górę strony


SŁOWA ZNACZĄ PO NOWEMU

   Pierwszy był oczywiście Stanisław Lem ze swoją Profertynką (Encyklopedią Przyszłości) i hasłem matka: mała atomówka: (1)walizkowa bomba atomowa używana przez terrorystów.... (2) arch nieużywane - kobieta, która urodziła dziecko.
   Potem był Mleczko z rysunkiem zamku z dwoma wieżyczkami - królewny w obu oknach - pod każdym oknem rycerz na koniu - i podpis: wieża stereo.
   Teraz pora przypomnieć z serii o Jasiu dowcip o gruszkach:
Przychodzi Jasio do apteki.
- Dzień dobry - czy są gruszki?
- Ależ Jasiu, to jest apteka...
- Tak, ale ja pytałem o gruszki do lewatywy.
- To co innego - oczywiście, że są.
- Dobra - to poproszę pół kilo!

   No to dowcip który wymyśliłem samodzielnie:
Przychodzi Jasio do księgarni.
- Dzień dobry - czy jest atlas?
- Ależ oczywiście, Jasiu.
- Tak? To poproszę dwa worki do glazury mrozoodpornej!

Tyle, że w czasie opowiadania dowcip jakoś się sam zmienił:
Przychodzi Jasio do księgarni.
- Dzień dobry - czy jest atlas?
- Ależ Jasiu, Atlasy kupuje się w hurtowni sprzętu sportowego...


Jeszcze kilka wyjątków (też nowomowa - "zaczerpniętych z") prasy codziennej:
kolonista
uczestnik kolonii (wydaje mi się, że to JA puściłem w obieg w latach 80-tych ubiegłego wieku)
czasownik
osoba skierowana do pracy przez agencję pracy tymczasowej (świetne!)
ryzykant
pracownik bankowy oceniający wiarygodność kredytobiorcy

na górę strony


DRUGIE PRZYKAZANIE (I RODZINA)

   To jest drugie przykazanie, prawda? "imienia nadaremno...". I faktycznie - na pozór chrześcijaństwo wyróżnia się tym, że nie nazywa swojej Istoty Najwyższej (choć to ten sam Jahwe, co u Żydów, i ten sam Jehova, co u jego Świadków). Pamiętam jednak z czasów młodości, że to własnie naruszeniem drugiego przykazania uzasadniano zakaz używania wyrazów powszechnie uważanych za obraźliwe. Więc jak to - kiedy klnę k..wa mać, to imię jakiego boga wzywam? Ja myślałem, że tylko wyżywam się na rodzinie?

na górę strony


ZBOŻE NA ROZPAŁKĘ

   O ile pamiętam, w XIX-wiecznym kapitaliźmie najczęściej ludzie pracy buntowali się przeciwko niszczeniu nadmiaru dóbr materialnych (których - z braku pieniędzy - kupić nie miał kto, a oddanie za darmo zaprzeczało fundamentom ustrojowym)...
   Rzeczpospolita z 14 IV 2005, strona B3: "Zboże na rozpałkę": Czescy rolnicy nie wiedzą, co zrobić z nadprodukcją pszenicy. Wykonanie zarządzenia UE, aby państwo wykupiło nadwyżki, okazało się trudne... Rozważane są możliwości użycia zboża jako źródła energii. Sytuacja jest krytyczna, w Czechach mamy ponad milion ton pszenicy spożywczej, a całościowe nadwyżki zbóż są znacznie większe... Pod uwagę brana jest również możłiwość przeznaczenia pewnej ilości tzw. gorszej pszenicy na spalenie... W świecie, gdzie tylu ludzi głoduje, używanie zboża na podpałkę budzi sprzeciw ekologów i producentó żywności.
   Historia jankesów zaczęła się - zdaje się - od wyrzucania w Bostonie skrzynek z herbatą ze statków do wody. Co przyniesie teraz spalanie zboża i innej żywności? Czy koniec świata musi zacząć się tak głupio...

na górę strony


KORWIN-MIKKE MA RACJĘ?!

2 grzyby w jednym barszczu (wyborczym)
2 grzyby w jednym barszczu wyborczym   Rzeczpospolita z 8 marca 2005 r, strona C4: "Kręta droga do równouprawnienia": Przykładem jest Kuwejt, gdzie w 1999 r. kobiety uzyskały konstytucyjną gwarancję rónego z mężczyznami dostępu do urzędów publicznych... Czynne prawa wyborcze (...) w Szwajcarii na poziomie fedralnym nastąpiło to dopiero w 1971 r., a w tamtejszym kantonie Appenzell-Innerhode na podstawie wyroku sądu federalnego dwadzieścia lat później!
   Powyżej mówi się - moim zdaniem - chyba o najbogatszych krajach świata: przypadek to, czy jakaś głębsza reguła? I jeszcze wyimek z czasów świetności Rzeczpospolitej (a ten drugi przywoływany poniżej kraik też do najbiedniejszych nie należy): W 1410 r. sąd krakowski orzekł, że mąż może karać żonę "rózgą lub batem, ale nie innym narzędziem", którą to optykę wyrażają także ustanowione niegdyś w Ameryce i formalnie dotychczas nie uchylone przepisy zezwalające na bicie żony, ale tylko raz (!) w miesiącu (w Arkansas), bądź jedynie (!) pasem skórzanym nie szerszym niż dwa palce, chyba że na szerszy rzemień zgodzi się ona notarialnie (w Kaliforni).
   Może jednak ten Korwin-Mikke ma jakąś głębszą rację także i w tym temacie? Wybory niebawem, rozważmy i taką opcję na dobrobyt w kraju!

na górę strony


ZAWODY - KIM BYĆ A KIM NIE

   Zastanówmy się - jakie zawody cieszą się największym szacunkiem w społeczeństwie? Na pewno każdy wymieni: lekarza, mecenasa, rzadko kto zaś nauczyciela...
   A jak to jest naprawdę z potrzebnością społeczną tych profesji? Otóż - są czynności, których lepiej zeby nie było. Bo co tak naprawdę robi lekarz - walczy z chorobą; jest to wada istniejącego porządku rzeczy, bo ludzie nie powinni chorować, więc nie powinno też być i lekarzy. A mecenas - to samo: im więcej ma roboty, tym gorzej z porządkiem i sprawiedliwością, w społeczeństwie idealnym w ogóle nie powienien być potrzebny. To samo tyczy zresztą np. księgowych (ich praca zapobiega nieuczciwości ludzkiej). I tak można przejść profesję za profesją spośród tych cieszących się niejakim uznaniem.
   A nauczyciel? To jeden z tych zawodów, gdzie im więcej ma pracy, tym lepiej dla społeczeństwa: nie walczy on z żadnymi patologiami, ale dokładnie na odwrót; nauczyciel powoduje przysporzenie społeczeństwu wiedzy (nie dajmy się zwieść, że nauczyciel walczy z nieuctwem - ludzie rodzą się uczciwi i zdrowi i dopiero pobyt na tym świecie deprawuje ich psychikę i ciało, jednoczesnie rodzą się niewykształceni i takimi mogliby pozostać - jak np.różnorakie dzikusy - a nakładanie kagańca oświaty nie zapobiega staczaniu się ale służy ulepszaniu bytu). Podobnie jest z innymi zawodami nie cieszącymi się uznaniem: rzemieślnikiem (czy robotnikiem), kierowcą czy innym usługodawcą, handlowcem, choćby kwiaciarką...
   Dlaczego tak jest? Dlaczego uznanie wzbudzają funkcje które powinny zostać ze społeczeństwa idealnego wyeliminowane? Dlaczego popłatne są zawody o "milicyjnym" charakterze? Czy jednak wasz świat, świat białego sahiba, nie jest chory?

na górę strony


POLSKA W UE

   Tytuły z jednej strony jednej gazety - Rzeczpospolita 2 czerwca 2005, zielony odatek "Ekonomia i Rynek", strona 2:
- Związki nie zawsze są złe (czyli generalnie - związki zawodowe są beeee!)
- Ogrzewanie na pewno zdrożeje
- Skutki unijnej interwencji na polskim rynku: Za cukier na pewno zapłacimy więcej
- Amerykanie wstrzymali modernizację portu: Blokada w Świnoujściu (a czy jankesi nie wstrzymają nam np. festiwalu w Sopocie?)

na górę strony


DŁUG POLSKI

   Rzeczpospolita, 11-12 VI 2005 r., zielony dodatek "EKonomia-Rynek", strona 5: Grzegorz Wójtowicz (nazwisko znane nie od dziś, akt. doradca Prezesa NBP - nazwisko znane nie od dziś) "Ciężar zagranicznego długu": Polecam!!!!! Pozwoliłem sobie wynotować i zestawić zadłużenie Polski w różnych okresach czasu:
ROK Zadłużenie jako procent rocznego eksportu
1790 7,000 000 USD 40 % eksportu rocznego
1939 950,000 000 USD 400 % eksportu rocznego
1948 300,000 000 USD 100 % eksportu rocznego
1970 1 000,000 000 USD 100 % eksportu rocznego
1980 24 000,000 000 USD 300 % eksportu rocznego
1989 41 000,000 000 USD 500 % eksportu rocznego
1995 53 000,000 000 USD 200 % eksportu rocznego
2004 127 000,000 000 USD 150 % eksportu rocznego

i to trzeba będzie teraz spłacić (bo do tej pory spłacaliśmy tylko odsetki, raty kapitałowe były zawieszone). To jest tylko trochę ponad 3,000 USD na osobę - każdy (łącznie z niemowlętami i emerytami) odda jedno używane auto i po ptokach!

na górę strony


TUZIN

   W dniu 29 stycznia b.r. usiłowałem dokonać zakupu pieczywa w supersamie Carrefour w Katowicach, prosząc o tuzin bułek. Sprzedawczyni odburknęła "ile?", więc sądząc, iż może bełkoczę pod wąsem, powtórzyłem powoli i wyraźnie: t-u-z-i-n---b-u-ł-e-k---p-r-o-s-z-ę. Tym razem odpowiedź była zdecydowana - "ale ile to ma być?"; a na moje zapytanie: "pani nie wie, ile to jest jeden tuzin?" pracownica odburknęła "ja nie muszę znać TAKICH WYRAZÓW". Ponieważ utworzyła się grupka gapiów, pozwoliłem sobie skomentować, że "w przyzwoitym, katolickim kraju TAKICH WYRAZÓW to tylko używają Żydzi, masoni i Balcerowicz. Tuzin - uchowaj Boże".
   Ciekawe swoją drogą, jak pracownice kupują guziki - dziesiątkami?

na górę strony


WSPANIAŁY, NIKOMU NIEPOTRZEBNY NT (ISDN)

   Pamiętam moją pierwszą linię ISDN - od początku chciałem jej nie po to, aby korzystac z usług "cyfrowych", ale aby mieć DWA telefony o tym samym numerze miejskim i to jeszcze z możliwością płynnego łączenia ich w razie korzystania z internetu. Zamęczałem zrazu mędrców pytaniami, czy to będzie możliwe - oczywiście, mędrców od komputerów, bo operator telefoniczny nawet o tym nie chciał słyszeć; potem przyszedł dzień, kiedy do zakończenia NT podłączyłem wypatrzony modem (nawet na razie bez kontaktu z komputerem - kabel był za krótki), a do jego tylnych gniazdek - dwa aparaty analogowe, a kupiony nie wiadomo po co aparat ISDN trafił na półkę (używaliśmy go potem sporadycznie kiedy brakowało napięcia w gniazdkach i modem "zamierał"). Patrzyłem z zachwytem, jak sprawdzają się moje marzenia, i przyszedł czas na ostateczny test: odpiąłem telefony, a linie dołączyłem do naszej starej, analogowej centrali PABX. I sprawdziły się moje marzenia - kiedy nacisnąłem zieloną słuchawkę na moim mobilu, najpierw zapaliły się kolejno lampki na modemie, a potem drgnął wyświetlacz na centrali, z mojej komórki dobiegło znane nagranie "Biuro...", a w chwilę później w Biurze zadzwoniły wszystkie telefony (oprócz mojego, oczywiście - rozmowy przychodzące nie poruszają mojego dzwonka). Patrzyłem z dumą jak możliwe są rozmowy wychodzące i przychodzące - tak, jakby były to dwie niezależne linie miejskie; a potem uruchomiłem internet i potwierdziło się płynne zabieranie pasma przez modem w miarę przyrastania szybkości transmisji i oddawanie - w razie wybrania miasta albo odebrania rozmowy zewnetrznej.
   I tak to działało przez 5 lat, oczywiście - w miarę palenia się kolejnych modemów - dokupowaliśmy następne, miały odmienną ilość wyjść analogowych, parametry techniczne, ale filozofia ogólna pozostawała ta sama. Aż wreszcie przyszedł dzień przeprowadzki do nowego Biura i położenie nowej linii ISDN, zakończonej nowym NT-kiem. Był jeszcze lepszy: miał już w sobie najważniejszą część naszego modemu: oprócz dwu gniazdek S miał także dwa gniazdka POTS i aparaty analogowe można było podłączyć wprost, bez żadnego modemu. I to była prawda - podłączyłem je wprost do centralki i - zadziałało, jak na tamtej stronie. Bez modemu. I - co najważniejsze - w razie awarii zasilania te linie analogowe też działały. A ponieważ centralka w razie zaniku zasilania przyłącza na stałe linie miejskie do wybranych aparatów, więc już może nigdy nie trzeba będzie wyciągać naszego awaryjnego aparatu ISDN. To jest faktycznie postęp! Oczywiście, trzeba jeszcze podłaczyć modem - w celu dostępu do internetu. Wybrałem nie ten, co zawsze - będzie miał co prawda gorszą obsługę gniazdek telefonów analogowych - ale to już nie będzie potrzebne, teraz liczyła się tylko obsługa transmisji z interentem: szyfrowanie, korekcja błędów,... Oczywiście, trzeba było przeinstalować sterowniki, co w przypadku gniotów z Microsoftu nie jest najprzyjemniejsze, ale - ruszyło. Internet szedł jak burza, wszystko było cacy - dopóki dziewczyny nie zaczęły się podkreślać, że klienci skarżą się, iż nie można się do nas dodzwonić, a i rozmowy wychodzące często "grzęzły w centralce" bez dostępu do miasta.
   Nie chciałem wierzyć, ale niestety, była to prawda: modem, jak to modem - zewnętrzna wobec NT skrzyneczka - nie był świadomy, że ktoś próbuje zawłaszczyć część pasma w samym NT-ku. Nie zwalniał pasma i nie przyjmował rozmów przychodzących (bo jego linie analogowe pozostawały niepodłączone i nieużywane). Przyszło się przeprosić, wyciągnąć stary modem, przepiąć do niego linie od centralki,... A nowy NT? No cóż, posiada dwa nieużywane gniazdka analogowe. Fabrykanci mogą być dumni z siebie, że włożyli w niego tyle wspaniałej, nikomu niepotrzebnej roboty.

na górę strony


KOREA - PRAWIE JAK ŻYDZI & CYKLIŚCI

   Rzeczpospolita #263 z 9 XI 2004, str. A10 "Khan Junis za małe dla Arafata": "Oskarżyła ona [żona Arafata - Suha] premiera Korei i innych przywódców...". Dwa akapity niżej - to samo: "Po południu premier Korei, sekretarz OWP...".
  Coś nie tak - zawsze piszą jaka Korea: południowa czy północna - i zawsze się zastanawiam, która jest ta dobra, a która ta "be". Czytam jeszcze raz, tym razem wolniej (i "ze zrozumieniem")... - jest: "palestyńscy przywódcy, w tym premier Ahmed Korei." Jak na polityka, bardzo niefortunne chłop ma nazwisko! Jednakże, skoro jankesi zamienili sobie Cartera na Forda a my Gierka na Fiata...

na górę strony


DOKTOR CZY PROFESOR

   Monitor Polski # 43 z 21 X 2004, poz. 745 - postanowienie Prezydenta RP z 22 VI 2004 o nadaniu tytułu profesora: nauk technicznych (2. kolumna) - dr hab. Jan KULCZYK.
  TEN dr Kulczyk? To może jednak przyjedzie do kraju - po uścisk ręki "pierwszego"?
Kim to był ten "pierwszy"... A nie można po prostu zapytać autora tej notatki (bo sama się przecież nie napisała)?
   Arsen Lupin dał się aresztować! Dobrowolnie oddał się w ręce komisarza - kiedy czytałem jako dziecko te słowa, nie mogłem uwierzyć (zwłaszcza, że - jako inteligentne dziecko - czułem, że w książce pozostaje jeszcze sporo kartek do końca). I miałem rację - był to mistrzowski wybieg, który umożliwił dokonanie kolejnej mistrzowskiej kradzieży, gdyż świat uśpiony był przekonaniem, że Dżentelmen Włamywacz bezpiecznie odizolowany jest w pierdlu (czy w którymś Fantomasów nie było podobnie?).
   Czyż najbogatszy Kluczyk w Polsce nie podjął aby podobnej gry? Cała ta nagonka na niego, bezsensowne i nie mające z góry podstaw prawnych kilkakrotne wnioski o zabezpieczenie majątku, pogłoski o aresztowaniu... - wszystko to miało stworzyć psychozę i nastawienie, że na pewno będzie próbował pozbyć się majątku i pitnąć z kraju. No i rzeczywiście - Rzeczpospolita podaje, że sprzedał ileśdziesiąt procent swoich akcji. Kto na tym zrobił lepszy interes - kupujący czy sprzedający?

na górę strony


DRZEWO POZIOMÓW CZŁOWIECZEŃSTWA & MOJA DEFINICJA

   Test Turinga pierwszy raz wyczytałem oczywiście u Stanisława Lema w Summa Technologiae, jako nastoletnie pacholę. Na początku, wiadomo, niezwykle przemówił do mojej wyobraźni - ale już wkrótce nasunęły mi się wątpliwości: jak to, o tym, czy na drugim końcu dalekopisu (komputery wtedy jeszcze nie wydawały głosu!) znajduje się człowiek czy komputer, decydują po prostu odpowiedzi na zadawane pisemnie pytania?
  A gdyby na miejscu człowieków były ptaki: one też przeprowadzają "test Turinga" na rżysku i wychodzi im, że to nie strach na wróble, ale człowiek strzeże zasiewów. Dlaczego? Bo ich testy nie dotykają istoty człowieczeństwa, ptaki nie są w stanie uświadomić go sobie (przypomina się teoria Wiśniewskiego-Snerga, innego pisarza Sci-Fi, o nadistotach). Chciałem nawet napisać do Lema, ale z punktu wyśmiałem sam siebie: codziennie dostaje zapewne tysiące (a nawet setki - ten tu dowcip pamiętamy z "Humoru zeszytów" z Przekroju) listów, gdzie tam mnie, dziecku, bazgrać do uznanego pisarza.
  A dzisiaj patrzę jeszcze raz na mój kontrprzykład, i myślę sobie, że my też jesteśmy wróblami wśród nadistot (to też nie jest oryginalnie moje: Konrad Fiałkowski, "Wróble galaktyki"). Czy my, ludzie, jesteśmy w stanie przeprowadzić test Turinga na dowolnym spotkanym człowieku i ocenić - jest że on człowiekiem czy nie? A skąd w ogóle przypuszczenie, że człowieczeństwo jest czymś kategorycznym, zerojedynkowym, binarnym: albo się go nie ma w ogóle - albo jest się "w pełni człowiekiem". A nie mozna być człowiekiem w piętnastu szesnastych? Weźmy takie ciało po śmierci klinicznej, z nieczynnym już mózgiem. Dobrze, inny przykład: nie znam się na tyle na medycynie, ale (choćby u Lema - ale i "Lot nad kukułczym...") czytywałem o tych okrutnych eksperymentach (psychiatrzy zdaje się nazywają to leczeniem): przecinanie dróg w mózgu, wycinanie całych płatów... Jaki procent człowieczeństwa pozostaje w tak okaleczonej istocie (bo 100% na pewno nie!)? I teraz z grubej rury: a kto powiedział, że musi to być uporządkowanie liniowe (tzn. każdych dwu człowieków można porównać ze sobą i powiedzieć, który ma mniej a który więcej człowieczeństwa)? A może to jest drzewo, i niektórzy nie są ani wyżej ani niżej od innych, tylko po prostu na innej gałęzi?
  Skąd te wątpliwości? Sam się zastanawiam, w jakim procencie jestem człowiekiem! Niektóre odczucia i zachowania właściwe dla ludzi są mi obce, i tego testu Turinga bym nie zdał. Nie oglądam telewizorni i nie interesują mnie filmy z hollyłudu, nie próbuję nawet brać udziału w dyskusjach - nie istnieje dla mnie ta część życia współczesnego "człowieka" tak samo, jak MacDonald i kotlety w bułce czy pedały i lesbijki. Ale z drugiej strony: nie trawię muzyki poważnej (w filharmonii, do której uczęszczałem jako pacholę, bo moja dziewczyna była z kręgów plastyczno-muzycznych, miałem tylko dwa problemy: po pierwsze, nie za każdym razem jak przestają grać - należy klaskać; po drugie - nie zasnąć... oni tam siedzą na tej scenie, ale bez ruchu i tylko pitolą tymi smyczkami) i nie odróżniam jazzu od Warszawskiej Jesieni (już nie mówię o tym współczesnym dukaniu, jakie opanowało radiową Trójkę); nie wciąga mnie malarstwo ani rzeźba ani...; i nie lubię chodzić po muzeach (wolę po sklepach) - wszelka próba dyskusji ze mną, to jest rozmowa ze ślepym o kolorach...
  Jaka jest różnica między zwierzęciem a człowiekiem? Mowa - oczywiście nie: wspomnijmy choćby delfiny; użycie narzędzi - też nie (małpy); budowanie konstrukcji - bobry; wojny - wilki czy inne termity; hierarchiczne społeczeństwo - mrówki czy pszczoły, ....
  Tylko jedna cecha jest właściwa jedynie dla ludzi: przetwarzanie pokarmu przed spożyciem - gotowanie, pieczenie, duszenie, smażenie,... - dość! na ten temat możnaby osobny cykl korespondencji. Żadne zwierze tego nie robi, co najwyżej zostawi padlinę żeby skruszała, ale naszpikować słoninką, zamarynować w ziołowej zalewie, potem opanierować - STOP!, przepraszam, znowu mnie poniosło... Chyba jednak mam tą cechę odróżniającą, jestem człowiekiem!
  CHociaż - kiedy przychodzi mi mozolnie odcyfrowywać pijane literki z obrazka do wpisania w pole na stronie www przy rejestracji w niektórych serwisach. Często test po drugiej stronie odrzuca mnie, jak byle robota krążącego po globalnej pajęczynie. Może NIE JESTEM jednak czlowiekiem?

na górę strony


PIJARZY, PIJUSI, PR & PJ

   W radiu mówili niedawno o "PijaRze". Przypomina mi się (wywalano mnie z 8. szkół, przypominam), że kiedy już żadna szkoła nie chciała mi zakładać kagańca oświaty, to stara postanowiła oddać mnie do pijarów, do krakówka (ale oni też mnie nie chcieli!!!).
  I co tylko dolewam sobie metaxy, to oni w tym radio o "czarnym pijarze" (to Urban mawia "Oto słowo czarne") - czyż nie powinno się raczej mówić o "pijusie"? Tylko jak to zapisać po angielsku - PJ?

na górę strony


O ROZSTAWANIU SIĘ Z WALIZKĄ

   Co do mojego życia, to ostatnio tak sobie wymyśliłem - pomijam już, znaną pewnie powszechnie moją teorię, że piekło jest tu i teraz (jak to było z tym Syzyfem? czemu wtaczał i wtaczał ten wymykający się ciągle głaz, zamiast położyć się na dole zbocza i oprzeć o ten głaz głowę? A ja latem mieszkałem przez tydzień w domku Brda nad jeziorem - i zamiast rano rozkładać się z leżakiem jak słonecznik do naszej najbliższej gwiazdki, przed siódmą cichutko zapalałem już silnik, żeby nie zbudzić zmęczonych wieczornym "grilowaniem" sąsiadów - i w drogę. A wracałem, to słoneczko juz się kładło spać, ja jeszcze nie, zapalałem komputer i do roboty; ani razu nie skorzystałem z uroków mieszkania - jak ten Syzyf!) - widziałem kiedyś jako licealista taki film (potem dopiero dowiedziałem się, że jest to bardzo znany film, z Liz Taylor chyba w głównej roli kobiecej, i kimś równie utytułowanym w męskiej) pt. "Boom". Poszedłem na niego przez przypadek (celowałem na inny, ale się "przemachnąłem"), ale widać miałem go zobaczyć. Akcji praktycznie nie ma - do bogatej kobiety (Liz) mieszkającej na wyspie trafia oszust i szarlatan, który ją uwodzi a tak naprawdę chce ją okraść. Ona umiera (o czym wie), a on pomaga tak naprawdę rozstać się jej z ziemskimi dobrami, jakie zgromadziła. Ona wie, że chce ją okraść, i np. w ostatniej chwili swojego życia pozwala mu ściągnąć sobie pierścionki z palców - które on jednak, kiedy ona zakmknęła już oczy na zawsze, po prostu wyrzuca - bo taka była jego rola: uwolnić ją od tej walizki. To ja jestem tą Liz (ale megalomania, co nie?); moja walizka jest szczególnie ciężka, a los od jakiegoś roku powoli przygotowuje mnie do tego, że to wszystko nie jest mi potrzebne...

na górę strony


BARBARZYŃCY Z EUROPY

   DzZach # 247, 20 X 2004, str. 3: najwyższy dostojnik greckiego kościoła prawosławnego (abp. Christodulos - w poniedziałek wieczorem na spotkaniu ku czci bohaterów wojen bałkańskich): "Dlaczego mamy kompleks niższości wobec cudzoziemców? Kiedy my budowaliśmy Partenon, w Europie żyli barbarzyńcy, istoty ludzkie, które nie zaczęły tworzyć cywilizacji, a nawet nie wiem, czy chodziły już na dwóch nogach czy czterech łapach."
  Już go lubię, i wiem też dlaczego tak lubię tą Grecję. A poza tym, ma świętą rację! Podobnie - dlaczego snobi chwalą francuskie wino - w czasach, kiedy Odysseusz rozczyniał w kraterze wino z wodą, gallijskie asteriksy jeszcze skakały po drzewach i o piciu wina (nie mówiąc o tłoczeniu) nie myślały...

na górę strony


PRZYKAZANIA A RÓWNOUPRAWNIENIE & IMIONA BOGA

   Dlaczego któreśtam przykazanie brzmi "nie będziesz pożądał ŻONY bliźniego swego" - nie jest to aby jakiś męski szowinizm? A MĘŻA to wolno?
  Jako dziecko odstraszany byłem od przeklinania - naruszaniem któregośtam przykazania ("imienia mego nadaremno "). Ten zakaz stracił chyba zupełnie na mocy: faktycznie, kiedyś wołało się w chwilach zdenerwowania "Jezus Maria". Teraz w to miejsce młodzi i starzy wołają "K..a m..ć" - to chyba nie są imiona Pana naszego?

na górę strony


AMANT

Premier Goss   RzPL z 21 IX 2004 drukuje na str. A8 na dole fotografię nowego amanta z Casablanki: kapelusz borsalino z podwiniętym rondem, karminowe usteczka do całowania kobiet, grube cygaro między palcami, prochowiec z epoki Ala Capone... chyba Antonio Banderas? - nie, czytamy uważnie: to nowy czeski premier Stanislav Goss (dzisiaj przylatuje do Polski)

na górę strony


W KLATCE

   W Rzeczpospolitej przeczytałem, że autorka Harry'ego Pottera wystąpiła do prezydenta Czech, onegoż Klausa (klaus niem. pajac) o los dzieci przetrzymywanych w szpitalach psychiatrycznych w łożkach - klatkach . Potem w RzPL z 19 VII 2004 na str. A6 wyczytałem o przetrzymywaniu porwanych w Afganistanie więźniów (nawet nie politycznych - ci mieliby przywileje!) w bazie Guantanamo na (łamiącej ponoć prawa człowieka) Kubie, przez jankesów, w klatkach drucianych 2.4 * 2 metry. Szwedzki muzułmanin Mehdi Ghezali spędził w niej 2.5 roku (30 długich miesięcy), jego listy były zatrzymywane, uwolnił go wicepremier Szwecji - ilu innych wciąż tam siedzi? Popierajcie dalej Wujaszka Sama...

na górę strony


LESBIJKI AŻ DO ŚMIERCI

   W bajce prosił o niesmiertelność - a zapomniał prosić o wieczną młodość - skutki pamiętamy. W życiu - pedały prosiły o małżeństwa, a zapomniały o rozwodach: w Kanadzie (RzPL z 22 VII 2004 str. A6 - dwie panie w separacji) nie mogą się rozwieść: nie ma podstawy prawnej do rozwodu!

na górę strony


NIEPOWAŻNE DZIECI

   Najbystrzejszymi obserwatorami życia są - oczywiście, dzieci. Bieda polega na tym, że dzieci (i błaznów) nikt nie traktuje poważnie; dorośli za punkt honoru biorą sobie "przystrzyżenie" dziecka do swojego świata wartości - i biedne, małe, bezbronne dzieci poddają się temu i gubią swoją świeżość i wrażliwość. Oczywiście, zdarzają się "odchyły" od procesu produkcji ćwierćinteligentów - zostają błaznami, hippisami, ew. - jeżeli mają możliwości, głównie finansowe, i brak bliskich (którzy - jak pięknie śpiewa to Anna Treter - cały dzień rozniecają gwiazdkę, jaką nasz bohater gasi jednym gestem) - działaczami społecznymi, a jeden został Piotrusiem Panem (jako dziecko nie lubiałem tej bajki, o dziwo). Dorośli oczywiście nie poddają się i cały czas podtrzymują go na duchu "Na pewno Ci się nie uda", "Że też Tobie się chce", "I co chcesz zwojować", "A ilu jeszcze takich zostanie - a Ty jeden"....

na górę strony


KTO JEST TERRORYSTĄ

   O aresztowanym w sierpniu 2004 w Swarzędzu francuskim algierczyku, rzekomym terroryście, RzPL pisze:
przyjechał do mieszkanki podpoznańskiego Swarzędza, z którą spotykał się od dłuższego czasu. Kobieta jest o 21 lat starsza od niego. Terroryści zwykle znajdują osobę, z którą układają sobie życie. Normalnie żyją, a w międzyczasie rozpoznają teren - wyjaśniają nasi rozmócy z kręgów organów ścigania.
   Dalej jest dokładna recepta (dziękujemy, bo - jako nieprofesjonaliści - nie mieliśmy jeszcze pomysłu, jak zacząć akcję terrorystyczną. Jest to równie dobra recepta, jak - opisywane kiedyś przez gazety - rozlewanie kwasu na siedzeniach w tramwajach; sami byśmy na to nie wpadli, dziękujemy):
Tam są zbiorniki, które znajdują się pod ziemią. Wystarczyłoby wrzucić granat. Gdyby zapalił się jeden z nich, to po chwili płonęłyby już wszystkie. Eksplozja zbiorników zrównałaby z ziemią wszystko w promieniu kilkunastu kilometrów - mówią nasi rozmówcy.
   I najlepsze pod koniec:
Szkolony pies wskazał jedną z szaf, w której mógł być ukryty ładunek wybuchowy.
- Szafa była pusta, ale taki pies wyczuwa także miejsce, gdzie kiedyś mógł byc ukryty ładunek - twierdzą nasi rozmówcy.

Czy to tego psa nie zabrakło jankesom w Iraku? Też wskazałby pustą szafę i byłby niepodważalny "dowód na Husajna".
   No i clou wszystkiego:
na znalezionej przy Michaelu N. kliszy są zdjęcia z muzułamaninami oraz zdjęcia z Warszawy i Krakowa. Znajdują się na nich dworzec kolejowy i krakowska starówka, a także supermarkety - najprawdopodobniej zza wschodniej granicy.
   Rany Boskie! Też mam taką - nie kliszę, ale film celuloidowy - na której mam i zdjęcia z muzułmaninami, i starówkę, i dworzec, i supermarket, a jeszcze - samolot czarterowy! Też układam sobie życie z mieszkanką, z którą spotykałem się od dłuższego czasu. I mam pustą szafę... Jestem terrorystą!

na górę strony


ANIOŁY

   Mam poważne wątpliwości eschatologiczne. Powinienem właściwie wziąć Stary Testament - ale jest on napisany tak nieprawniczym, potocznym językiem. Co to znaczy "Na początku był chaos i tylko duch latał nad wodami..."? Powinno zaczynać się tak: "Ilekroć w dalszych przepisach mowa jest o chaosie, rozumie się przez to stan istniejący przed podjęciem czynności opisanych w Art. 1 ust. 1 pkt 1 lit a tiret pierwsze zdanie pierwsze. Na potrzeby niniejszego Testamentu duch oznacza..." i od razu wszystko jasne i każdy prawnik wie, o co chodzi. Dlatego prośba o pomoc! Na początku był tylko ten chaos - no i Pan Bóg (on nie był chaosem, rozumiem? ale to jest dygresja). A aniołowie byli, czy też zostali stworzeni dopiero w ramach stawania się światłości (czy też w którymś z późniejszych dni nawet)? Jeżeli byli - to czemu się o nich nie wspomina, co robili wtedy (i gdzie?), jakie były ich relacje z Bogiem, czemu wtedy się nie buntowali... - same zagadki. A jeżeli zostali stworzeni - to ILU ich stworzył Bóg: przecież każdy człowiek ma Anioła Stróża, im więcej ludzi - tym więcej cieciów potrzeba: czy wszyscy zostali stworzeni od razu, z zapasem (więc Bóg z góry wiedział, ile będzie ludzi do końca świata, przewidział wszystkie losy, wszystkie nieudane próby poczęcia, gwałty i bękarty pozamałżeńskie - co tu mówić o jakiejś wolnej woli, wszystko jest zdeterminowane raz i na zawsze z góry, zanim jeszcze się zaczęło) - czy też stwarzani są wciąż, na bieżąco, w razie potrzeby (ale religia katolicka jakoś pomija problem rozmnażania się aniołów!!! A już to "świętych obcowanie" jest lepsze niż pogadanki antykoncepcyjno-przedmałżeńskie). Czy struktura niebiańska jest sztywna, nie ma tam żadnej rotacji kadr (choć raz co prawda na pewno była, kiedy grupa Lucyfera wyleciała z posad), awansów,...?   Zastanawiające jest, że tylko w katolicyźmie każdy ma osobnego Anioła Stróża (a co robią cieciowie przed i po życiu swojego podopiecznego?) - w innych religiach ilość istot nadprzyrodzonych jest może i potężna, ale ograniczona, i nieporównywalna z populacją ludzką (a w ogóle dziwne jest, że każda religia zajmowała się tylko życiem na Ziemi, jakoś żadna - znana mi - nie mówiła o życiu na innych światach - dlaczego? Przecież ludzie i dawnej patrzyli w niebo i niektórzy wierzyli, że są to inne światy). W ogóle - czy to Bóg stworzył Diabła (i po co zatem?), czy też Diabeł istniał zanim "stało się światło" (czy też może powstał sam z siebie, bez lub nawet wbrew woli boskiej, już w istniejącym świecie - niewiarygodne, tak potężna siła, zmieniająca losy całego Wszechświata i jego najważniejsze punkty: Sąd Ostateczny, wygnanie z Raju,...). A może diabeł był niezbędny: gdyby ludzi nie wygnano z Raju, to nie umieraliby, i nie trafiali po śmierci do Nieba - czy Raj i Niebo to jest jedno i to samo? Chyba nie, skoro to drzewo wiadomości miało im dostarczyć jakichś informacji brakujących, których w niebie na pewno by im nie brakowało, bo tam obcowaliby z Bogiem na codzień i bezpośrednio. Gdyby więc nie diabeł - co byłoby z rasą ludzką: wegetowaliby sobie w tym Raju, nie uczestnicząc w "świętych obcowaniu", w ustawicznych niebiańskich hymnach i hosannach?
   Jeżeli dobrze rozumiem, to ludzkie dusze stwarzane są przy "poczęciu" - może kościół dlatego jest pronatalistyczny: żeby wykończyć Boga ekonomicznie, nadmiarem dusz do stwarzania i administrowania (jak Regan kiedyś rozpętując "wojny gwiezdne", których ZSRR nie udźwignął; a jeszcze może i zabraknąć Aniołów Stróżów, jakby co)? Czy Bóg stwarza te dusze osobiście (to ma zajęcie od rana do - zwłaszcza - wieczora na długo, długo), czy też robi to któryś z urzędników niższego szczebla. I czy to my narzucamy mu swoją wolę (podejmując decyzję o prokreacji), czy też na odwrót - jeżeli nie stworzy duszy, to nawet i pigułka nie jest potrzebna? To może być najlepsza metoda antykoncepcyjna (brak duszy), w dodatku zgodna z zakazami kościoła - proszę pamiętać o prawach patentowych, jakby co...

na górę strony


PRZYMUS DO DOBREGO

   RzPL z 10 VIII str. B3 pisze o autostradach: Słowacja rozszerzyła obowiązek stosowania naklejek (...), ponieważ wielu kierowców (...) unikało przejazdu autostradami, wykorzystując sieć dróg pierwszej kategorii. W rezultacie autostrady świeciły pustkami. "Chcieliśmy zmusić kierowców (...) do powrotu na autostrady" - twierdzi minister transportu.
   Tego nawet ten Pol nie wymyślił: ZMUSIĆ kierowców do jazdy autostradami. To się chyba nazywa - niewidzialna ręka rynku (i wolna konkurencja). Przewidujemy szybki rozkwit tej koncepcji: wprowadzić przymus posługiwania się rachunkiem bankowym (a, przepraszam - to już wprowadzono: no dobrze - dla osób fizycznych przymus używania karty płatniczej zamiast gotówki), zmusić klientów do nierobienia zakupów np. w niedzielę (a, przepraszam - to już wprowadzono w Radomiu), przymus zapinania pasów bezpieczeństwa (dla dobra pasażerów - a, przepraszam, to już też wprowadzono), obowiazek ubezpieczania się od choroby (a, przepraszam, to już też wprowadzono - niektórzy muszą płacić nawet kilka składek zdrowotnych: od działalności, od spółki, od umowy o pracę, od...), zmusić wczasowiczów do wyjazdów z ORBISEM i latania LOTem, sypiania w GROMADZie, picia POLSKIEGO PIWA, mężów do sypiania z żonami we wszystkie soboty, oglądania telewizorni (ten projekt już też jest: aby każdy musiał płacić abonament), słuchania Balcerowicza - stop, temu już sprzeciwiłaby się Liga Ochrony Zwierząt...
   Na Słowacji, na szczęście dla nas, dotyczy to tylko autobusów i ciężarówek ponad 3.5 tony, ale... czas pokaże. UE przed nami! Rozumiemy, że do dobrych rzeczy trzeba obywateli przymuszać - bo do niekorzystnych dla siebie lgną bez nakazu...
   A co do zakazu handlu w niedzielę: tak, trzeba postawić kropkę nad i - dlaczego tylko hipermarkety? A co z kramikami na odpustach? A stacje benzynowe? A restauracje? A transport i taksówki? A radio i telewizja (zwłaszcza Radio Maryja!)? A... - kościoły? Zresztą - niech zamkną hipermarkety; byle supersamy pozostały otwarte w niedziele...

na górę strony


OCHRONIARZ

   U nas w gazetach sensacja - kierowca autobusu dziabnął nożem pasażera. Tak w zasadzie - nihilli novi (restauracja: przepraszam, czy tu biją) sub sole; to że dziabnął "do porządku" (tj. na śmierć), i że za nic (bo pasażer kwestionował, ze autobus stanął poza przystankiem), też nie dziwota.
   Nas akurat dziwi co innego: zabity pasażer był ochroniarzem. Rozumiemy - choć też mało - jakby kierowca znienacka go zranił. Jeżeli jednak ochroniarz, nawet po służbie, daje się ZABIĆ na śmierć nieprofesjonaliście (bo nie przypuszczamy, żeby w MPK pracowali zawodowi mordercy), to współczujemy ochranianemu przezeń obiektowi!

na górę strony


JAK UMIERAJĄ NIEŚMIERTELNI

   Zepsuł mi się telefon, a raczej - dogorywał na moich oczach. Odmawiały posłuszeństwa klawisze, linijka za linijką. Najpierw, dawno temu, o czym teraz już wiem a wtedy nie, najważniejsze - zielona słuchawka i czerwona słuchawka; dziwiło mnie nawet, że ludzie dzwonią do mnie, a ja "nie zdążam" nacisnąć na odbiór i muszę oddzwaniać. I rozłączam się, a trwa to i trwa (zanim nie rozłączył się współrozmówca). Potem nagle przestały działać dwa najważniejsze klawisze na dużej klawiaturze komputerowej (wewnętrznej): jeden służy do wybierania najczęstszych funkcji (odpowiedz, wyślij, otwórz, potwierdź) i jest często dublowany klawiszem wewnętrznym RETURN, więc pewnie wysiadł już wcześniej, a ja zamiast niego używałem RETURN. A drugi - no, jego dysfunkcja już wreszcie do mnie dotarła, na dwa dni przed wyjazdem (żebym wiedział wtedy, co wiem dzisiaj! ale nie uprzedzając wypadków...). Efekt był śmieszny, bo niektóre funkcje tych klawiszy miały "dublerów", acz inne nie - np. aby odpowiedzieć na SMS nie mogłem nacisnąć ODPOWIEDZ, tylko musiałem utworzyć nowy SMS (CTRL+N, to proste), pisałem sobie wygodnie jak do tej pory, na szerokim ekranie, na pełnej klawiaturze - ale nie wcinało mi treści SMS-a, na który odpowiadam (bo to był przecież nowy, a nie odpowiedź). Potem - ponieważ WYŚLIJ też nie miał dublera - musiałem zapisany SMS zachować, zamknąć telefon, przejść na klawiaturę "normalną" zewnętrzną, Menu - Wiadomości - Robocze - Otwórz - Wyślij... Ale jeszcze: do kogo wyślij? Nawet, gdy w otwartym telefonie wybierałem sobie "lekutko" adresata z Kontaktów, to nie zachowywał on się przy zamknięciu telefonu (też idiotyzm projektanta, skądinąd). Zatem: Szukaj - K (bo np. Krystyna, ale to otwiera Katowice, więc) - strzałka w dół - w dół - w dół -...; a potem już tylko Użyj i Wyślij i już gotowe; prawda, jakie to proste (może dla użytkowników "normalnych" telefonów, którzy aby wpisać Krystyna muszą wklawiszować: 5-5-7-7-7-9-9-9-7-7-7-7-8-9-9-9-6-6-2, to JEST proste, dla mnie, rozpieszczonego moją komputerową klawiaturą, jednak to regres).
I pewnego dnia okazało się, że Szukaj - K - strzałka w dół; strzałka w dół; strzałka w DÓŁ; strzałka W DÓŁ; STRZAŁKA W DÓŁ; __STRZAŁKA!! W!! DÓŁ!! i nic - strzałka w dół na zewnętrznej klawiaturze (tej telefonowej) przestała działać. Dobrze, i na to jest rada: Szukaj - L (następna litera w alfabecie po K) - strzałka w górę - strzałka w górę - ... Potem szło już dzień za dniem, a raczej linia za linią: przestały działać klawisze 1, 2, 3 (więc znaleźć np. Celina, to już nie D i wstecz, ale wstecz od samego G). Potem poleciał następny rząd... (wpadłem na pomysł - w otwartym telefonie poprzenosiłem najczęstsze kontakty pod końcowe litery, dopisując przed imieniem "V", aby szukać wstecz od W). Ale wciąż można było dzwonić, odbierać i wysyłać SMS-y, faksy, e-maile, przeglądać internet.
Kiedy w samolocie wciskałem (przy otwartym telefonie, z MENU) profil samolotowy, czułem, że coś złego się wydarzy. Gdybym był odrobinę bystrzejszy i próbował się posłużyć klawiszem profilu na zewnątrz telefonu!!! Kiedy pasażerowie gromkimi oklaskami oznajmili, że pilot sprawnie wylądował na lotnisku Ławica (a tak! bo z Heraklionu do Katowic leci się z międzylądowaniem, przez Poznań), nagle zaświtała mi myśl, że nie podam numeru PIN do karty SIM (bo podaje się go z klawiatury zewnętrznej, gdzie ostatnio działały już tylko * 0 #). Nie była to właściwa myśl - po wyjściu z profilu samolotowego (to się robi po otwarciu, więc bez przeszkód), należy zapalić część telefoniczną "zwyczajnym" klawiszem z czerwonym przekreślonym kółkiem. Niestety, on jest nad cyframi, używałem go kiedyś na urlopie (gdy musiałem przezerować telefon, bo "się zawiesił") i wtedy działał. Niestety, od tego czasu dawno się już zepsuł - i jako jedyny w samolocie nie zapaliłem więc swojego telefonu.
Dalej będzie już w skrócie. Kiedy siadłem już za kierownicą swojego samochodu, pierwsze kroki skierowałem do Biura, skąd wziąłem jeden z "dyżurnych" telefonów. Po pierwsze, działa on w jakimś dziwnym pasmie, i daje zasięg tylko w centrach większych miast. Pojechałem do M1 i kupiłem najtańszy używany telefon, dając sprzedawcy tylko jeden warunek: żeby miał załadowaną baterię (takiego klienta chyba jeszcze nie miał, bo patrzył na mnie jak na oszusta i złodzieja). Miał w sobie mnóstwo adresów i wiadomości damsko - męskich, ale działał. Oczywiście, i to jest po drugie, większa częśc kontaktów została w moim starym aparacie (bo nie mieściły się na karcie SIM), więc aby do kogokolwiek zadzwonić, musiałem wyjmować stary aparat, otwierać go, szukać numeru, a potem już tylko przepisać numer na klawiaturę drugiego telefonu, zielona słuchawka - i rozmawiać. Ludzie patrzyli na mnie jak... - ale o tym już pisałem. Nie mówię o przyjemności wklepywania tekstów (o tym już też pisałem, powtarzam się, stary dziadyga).
Rano zadzwoniłem do serwisu i dowiedziałem się, że na ucho trudno ocenić, to może być taśma (byłem przekonany, i starałem się przekonać rozmówcę, że nie jest to uszkodzenie mechaniczne, ale może wilgotny klimat jakoś zaśniedział klawisze, widziałem jak się to posuwało przecież rząd za rzędem), trzeba przyjechać, zobaczymy. Cały piątek poświęciłem na przegrywanie zawartości mojego aparatu na komputer stacjonarny (to było prostsze, choć były różne zagwozdki, resztę pozrzucałem na wymienną kartę pamięci i wyjąłem ją z aparatu) oraz na wyczyszczenie tego wszystkiego z aparatu. To było bardziej skomplikowane - nie wszystko można usunąć, twórcy nie przewidzieli widać wypadku, że ktoś będzie musiał rozstać się z aparatem (w komputerkach kieszonkowych - ang. palmtop - jest klawisz do wciskania szpicem ołówka, który kasuje wszystko w momencie). Najdłużej opierał się kalendarz, a po nim - baza kontaktów. Tu już chciałem się poddać, ale wymyśłiłem chytry trick - i poszło, została tylko karta z moim nazwiskiem i konterfektem (jakby tak aparat miał się zgubić).
O trzeciej mogłem pojechać z telefonem do serwisu. Pan wysłuchał w skupieniu mojej historii o zamierających rzędach (czwórkami do nieba szli, co nie? a tutaj - trójkami), przerwał mi w połowie, wyciągnął rękę po aparat, otwarł go i zamknął, powiedział "Tak, to taśma poszła". Dało się naprawić na poczekaniu; taśma (jak w komputerze, takie płaski kabel) przy otwieraniu i zamykaniu przerywała kolejne żyłki przewodów, i tak zamierały kolejne linijki.
Około piątej mój telefon z powrotem był naładowany z komputera swoimi mądrościami i operatywny.
Tą - nieco przydługą historię - widzę jako bestseller kinowy lepszy niż "Komu bije dzwon", widzę już poszczególne ujęcia, aktorów (oczywiście Święty w mojej roli i Pamela Anderson w roli telefonu). Rekord otwarcia w kinach murowany.
Tak więc czasu mam coraz mniej na normalne życie, bo zajmuję się banialukami (a to jeszcze nie wszystko opisałem).

na górę strony


ZGŁASZAMY PRZEMYT

   Niemiecki federalny sąd finansowy (Bundesfinanzhof) zwrócił się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z zapytaniem: Czy organowi celnemu należy przedstawić cały wprowadzony towar, a więc i towar przemycany? Ładne mają ludzie problemy, prawda? A co odpowiedział ETS? Że obowiązek obejmuje cały towar wprowadzany na obszar wspólnoty, a więc także i ten, który został ukryty przed organami celnymi w zamiarze jego nielegalnego wprowadzenia. ... nawet wtedy, gdy nie wiedział o przemycanym towarze ani przy zachowaniu należytej staranności nie mógł się o tym dowiedzieć.
Ja mam tylko jeden komentarz - orzeczenie zawiera contradictio in adjectum: jeśli zgłaszam przemycany towar, to nie jest on już przemycany. Poza tym wszyscy zdrowi, i oby tak dalej (przypominamy - referendum konstytucyjne UE nadciąga).

na górę strony


JAK DEPRAWOWAĆ?

   W ostatnią niedzielę przed urlopem zamiast przyłączyć się do popularnej ostatnio fali pedofilii i molestować nieletnie dziewczynki - dałem im krótką lekcję kapitalizmu. Żar z nieba lał się wspaniały, po raz pierwszy tego lata koło szesnastej w termolodówce napotkałem ostatni już karton soku i żadnego piwa więcej. Kolejka do napojów była pokrętna (2 kolejki - ale każda po 15 mb ludziny), a one z boku sprzedawały arbuzy (bez kolejki). Po dopycie, czy gdzieś jeszcze czegoś do picia (wiedziałem, że nie - ale kto pyta) i ich żalach, że same chciałyby kupić sobie lody. Na moją uwagę, że mogłyby same sprzedawać coś do picia, najpierw chcichotały z niedowierzaniem, a potem jedna zaskoczyła i przyniosła butelkę ich prywatnej oranżady. Nie wiedziały, ile za nią skasować - zapytały bardzo sensownie (sam tak czasami pytam kiedy jestem popołudniami w sklepie i jakiś klient dobija się, że chciałby kupić coś, na co "akurat" nie ma ceny wystawionej) ile chciałbym dać. Z niedowierzaniem przyjęły 3.- nowe PLN (wyjaśniłem im, że dla mnie jest to warte akurat tego stania w kolejce).
Pić się tej oranżady oczywiście nie dało - gazowana niby była, ale w smaku jakiś okropny metaliczny gorzki słodzik. Kiedy schodziliśmy koło siódmej, miały na stoliku kilka plastykowych flaszek z napojami i zgrzewkę kubków jednorazowych... Mam je więc na sumieniu!

na górę strony


ZNIKAJĄCY PUNKT

   Przy okazji porządkowania NIPów wyszło, że katowicki CArrefour ma dwa zupełnie różne NIPy: jeden na 113 (warsiawski), a jeden na 954 (katowicki); oba są wydane (spisujemy z faktur) na spółkę która się identycznie do znaku nazywa, ma ten sam adres (katowicki),... Pracownik postanowił zadzownić do Carre4 - ale na fakturach nie ma numeru telefonu; mamy 3 książki telefoniczne: Panoramę Firm, DITEL i jakąś trzecią. W dwu był ten sam numer, w trzeciej inny - żaden z nich się nie zgłaszał (próba z komórkowego - "you've reached the number which is not valid"!!! - "nie ma takiego numeru"). Jeden był z Netii, próbowalismy dzwonić na Biuro Badań, ale wyszły jakieś idiotyzmy. Zadzwoniliśmy na Biuro numerów - i panienka wdzięcznie zapodała, że nie poda numeru do Carre4... bo go nie ma; spółka nie podała numeru.
   Przez lata całe nikt nie podejrzewał, że przewodnia siła narodu, PZPR, działała (i to jak skutecznie) bez podstawy prawnej. Może Carre4 też po prostu - nie istnieje?

na górę strony


WARTOŚĆ DODANA!

   Istotą podatku VAT (Value Added Tax) jest opodatkowanie "wartości dodanej" (tak naprawdę jest to jeszcze jeden podatek dochodowy, tylko inaczej liczony jest dochód) - płacę od tego, co sam "dodałem", technicznie - płacę od swojej sprzedaży, ale odejmuję sobie od swoich zakupów. Nie rozumiemy, dlaczego nie od wszystkich - tłumaczenie jest pokrętne, że wyłączone są wydatki przeznaczone nie na "produkcję", ale na potrzeby własne firmy - samochody, hotele, paliwo do aut osobowych...
   Dobrze, dlaczego w takim razie zakaz odliczania VAT od paliwa dotyczy także taksówkarza jeżdżącego samochodem osobowym - wydawałoby się, że u niego auto jest narzędziem pracy i jego "wartość dodana" polega właśnie na jeżdżeniu tym autem (osobowym, jak najbardziej)?
   I tylko proszę mi nie podskakiwać, że taksówkarze objęci są zryczałtowanym VAT bez prawa jakichkolwiek odliczeń: są ci, którzy chcą; reszta ma prawo działać na "zasadach ogólnych"!

na górę strony


TERTIUM NON DATUR?

   Kiedyś kupiłem w Pewexie mydło, na którym po angielsku napisana była instrukcja: zmoczyć wodą i trzeć aż do wystąpienia piany.
   Natomiast na najnowszej deklaracji podatkowej CIT-8 są kratki do zapstryknięcia:
1) Rok obrachunkowy pokrywa się z rokiem kalendarzowym
2) Rok obrachunkowy zaczął się przed 1 I 2004
3) Rok obrachunkowy zaczął się po 1 I 2004
Otóż - wbrew nadziejom genialnego autora z Ministerstwa Finansów (co roku są nowe druki), nie wyczerpuje to wszystkich możliwości:
w przypadku otwarcia likwidacji rok podatkowy może zaczynać się 1 I 2004 i nie pokrywać z rokiem kalendarzowym (jest od niego krótszy).

na górę strony


ANI SIĘ POWSTRZYMAĆ, ANI TOLEROWAĆ

   Nowa ustawa o VAT, Art 8 ust. 1 pkt 2: "Przez świadczenie usług ... rozumie się ... również: zobowiązanie do powstrzymania się od dokonania czynności lub tolerowania czynności lub sytuacji". Kto nie wierzy, że skróty nie wypaczają treści, niech sam zajrzy do aktu (prawnego). Morał? Są dwa - na skalę lokalną i globalną:
Primo, jeżeli prowadząc auto zauważę panienkę na poboczu i powstrzymam się od dokonania czynności, to grozi mi VAT. Lepiej więc się nie powstrzymywać, i zatrzymać, i dokonać czynności.
Secundo, tolerowanie przez obywateli tej sytuacji, jak nas otacza zostanie obłożone podatkiem VAT, więc przestańmy cierpieć w milczeniu i wstańmy skruszyć kajdany. Balcerowicz musi odejść - VAT ruszy nas do wykurzenia go.

na górę strony


VAT OD OSCARA

   W 1987 otrzymałem z amerykańskiego Computer Reviews (czasopismo CACM) nagrodę za najlepszą recenzję za rok - kubek z napisem "Reviewer Excellence 1986 - The Critical Source". Ówczesny Urząd Celny w Bytomiu oclił paczkę według stawki "naczynia kuchenne pozostałe". Z lubością od tego czasu chwaliłem się tym (cłem, nie nagrodą) na lewo i prawo... Do czasu jednak.
   W nowej ustawie o VAT Art. 64 stanowi, że "zwalnia się od podatku import:
1) odznaczeń przyznanych przez rządy państw trzecich osobom mającym miejsce zamieszkania na terytorium kraju;
2) pucharów, medali i podobnych ... w uznaniu zasług za działalność w dowolnej dziedzinie lub zasług związanych ze szczególnymi wydarzeniami ... przywożone ... przez osobę nagrodzoną;
3) pucharów ... przywożonych w celu przyznania ich na terytorium kraju ...;
2. Zwolnienie od podatku stosuje się, jeżeli osoba zainteresowana udokumentuje, że spełnia warunki ..."
   Doooobrze, że Rywin nie dostał swojego Oskara teraz - nie przywiózłby go sam (odpada punkt 2), nie jest on przyznany przez rząd jankeski (odpada punkt 1), nie zostałby przywieziony w celu przyznania na terytorium kraju (bo przyznaje się go w Stanach - odpada punkt 3). I za Oskara zapłaciłby VAT na granicy!!!! Właściwie szkoda - byłby rekord Guinessa do publikacji u Urbana.
   Ale to nic - art. 74 ust. 1 pkt. 1 zwalnia "import dokumentów przesyłanych bezpłatnie organom władzy publicznej". Jeżeli zatem przesyłasz spoza UE podanie z załącznikiem - to płacisz 6.50 opłaty skarbowej, dokumenty zatem nie są przesyłane bezpłatnie i powinny być opodatkowane VAT (swoją drogą, jaka jest ich wartość do podstawy opodatkowania?). Punkt 9 zwalnia import "akt, dokumentacji archiwalnych, formularzy i innych dokumentów, które mają być wykorzystywane w trakcie międzynarodowych spotkań, konferencji lub kongresów oraz sprawozdań z tych imprez". A na konferencję w Krakówku ostatnio firma STMicroelectronics przysłała dokumenty; konferencja była krajowa - dobrze, że to było jeszcze za starej ustawy: byłby VAT, oj byłby.
Punkt 14 zwalnia import "formularzy, biletów, konosamentów, listów przewozowych... które zostały użyte w obrocie gospodarczym". Wielokrotnie przekraczam granicę mając w portfelu bilety Teatru Rozrywki, jakie nabywam z dużym wyprzedzeniem w dyrekcji (tak było też 5 maja! Przyznaję, że nie zapłaciłem VAT - ale jechałem z UE. A gdybym tak wracał z Egiptu w styczniu już pod rządami nowej ustawy o VAT?). A gdybym przywiózł pusty list przewozowy z Egiptu - tak, na wzór, bez wprowadzania do obrotu gospodarczego, albo "na zaś" - VAcik, nieubłagannie!
   A taki np. artykuł 47 ust. 2 pkt 4, zwalniający "przenośne przedmioty sztuki stosowanej lub wyzwolonej"?
   Widać, że to jest chore. Widać od dawna, ale wydaje mi się, że została przekroczona pewna masa krytyczna głupoty - może czas na Mikkego (pogłówne, podymne i łanowe - i żadnych doradców podatkowych!)?
   Czy w tym tunelu widać już Leppera?

na górę strony


MOJE DWIE GRECJE

   Pamiętacie jak na początku zabawy z komputerami pojawił się problem "polskich liter" - na Odrze 1204 nadpisywało się na drukarce wierszowej dodatkową linijkę "ogonków" (ale jak je kodowaliśmy - już dalipan nie pomnę). Na Odrze 1300 problemu nie było - ani na kartach, ani na drukarce, ani na ekranopisach nie było żadnych polskich krzaczków i spokój. Dopiero na PeCetach, gdzie znak miał 8 bitów (256 wartości) a nie 6 bitów (64 - tyle co podstawowy alfabet ASCII), zaczęło się: standard Mazovii, Computer Studio Kajkowscy (pamięta ktoś pierwszego pirata Rzeczpospolitej?), Cyfronetu,..., potem strona kodowa 852, wraz z monopolizacją Gatesowską problem narastał (pod aktualnymi Windows jest już KILKA standardów kodowania polskich znaków diakrytycznych, podobnie na stronach www - Central Europe, IEEE, ...)... Znacie? No, to posłuchajcie!
W skład zjednoczonej Europy wchodzi paręnaście państewek (pewnie nawet uczniowie będą musieli wymienić je z nazwy a i co nie daj Boże z prawych dopływów), dokładnie wiadomo jakich, wszystko jest wzajemnie uzgodnione i "zharmonizowane" (uczymy się nowych słów - wytrychów pilnie, jak widać). Każde się jakoś po swojemu nazywa, ma od lat swoje oznaczenia np. na tablicach samochodowych... Podatnicy w tych krajach mają ponadawane numery VAT, numery te mają w kazdym kraju inną długość (jasne - wielkie mocarstwo Czechy potrzebuje aż trzynastu cyfr, podczas gdy wielokrotnie mniejsza Polska tylko dziesięciu; n.b. 10 cyfr - niech jedna będzie kontrolna - to jest MILIARD różnych firm; niech każdy z 45 milionów Polaków oprócz swojego "osobistego" założy jeszcze jedną firmę - to jest dopiero ok. 90,000 000 numerów = 8 cyfr. Wiecie, ile to jest 13 cyfr? Nie ma tylu ludzi na całej Ziemi, co tam - w całych Czechach nawet... - ale ja nie o tym chciałem) - podobnie jak numery telefoniczne w różnych krajach; zatem na początku jest "numer kierunkowy": dwuliterowy kod kraju. I instrukcje wypełniania nowych polskich dokumentów VAT podają przy opisie stosownego pola, jakie są dozwolone dwuznaki wipsywane w kratki na nazwę kraju.
Deklaracja VAT-UE, objasnienia, pkt 2: Dopuszczalny kod i nazwa kraju: ... EL -Grecja
Deklaracja INTRASTAT, aneks C: Wykaz i kody państw członkowskich Unii Europejskiej: GR - Grecja.
Koniecznie muszę latem przeprowadzić wizję lokalną - czy jest to wciąż jedna Grecja, czy od września podzieliła się na dwie Grecje: olimpijską i ordynarną (Andrzej Sikorowski śpiewa "Moje dwie Ojczyzny"). Chętnych zapraszam, Ouzo na koszt własny.
Na stronach internetowych ministerstwa finansów znajdują się przeróżne broszurki (wykonane ze środków UE, jak podają) związane z tzw. akcesją. Wszystko kobylaste w wielkości, w PDF-Acrobacie... W jenej z nich (ogolna_polska.pdf, 1.5 MB) znajduje się m.in. tabela kodów krajów i struktury ich numerów VAT. Wg tej tabeli zbudowaliśmy sprawdzanie w programie, i wyszło - przy wprowadzaniu faktury z Litwy: Nie ma takiego kraju w UE. PO zaglądnięciu w program, znaleźliśmy - kodu kraju LT nie ma. Zaglądnęliśmy tedy do broszury - i znaleźliśmy: Litwa, kod = LU, numer = 9, 12 lub 13 cyfr. Niepokoiło nas, czy LU nie mógłby to być Luxemburg - i faktycznie, znaleźliśmy: Luksemburg, kod = LU, numer = 8 cyfr. Akurat nasza faktura z Litwy ma też 8 cyfr - który zatem jest Luksemburg a który Litva?

na górę strony


SPALIĆ PRZED PRZECZYTANIEM

   TIME [Nov 25, str. 33] w artykule "Dlaczego nie możemy znaleźć bin Ladena" opisał specjalny 50-osobowy oddział CIA zajmujący się wyłącznie przywódcą terrorystów: Nazwa 'bin Laden' jest wyłącznie przykrywką, właściwa nazwa biura wzięta jest od imienia dziecka funkcjonariusza CIA, który pierwszy stworzył to biuro - ale ta nazwa pozostaje tajna, aby uchronić dziecko przed zemstą. Tak w oryginale! Bin Laden unit is a cover; the office is actually named after the child of the CIA officer who first organized it, but that name remains secret to protect the child from retaliation
Tego by u nas inżynier nie wymyślił: żeby tajną nazwę biura utajnić i nazwać go jawnie!
To może jest część odpowiedzi na pytanie tytułowe artykułu: "Dlaczego nie możemy go złapać?"

na górę strony


SZACHY I KOMPUTERY

    Karpow (czy Kasparow, czy jak on się tam nazywał) przegrał (jakiś czas już temu) z komputerem w grę będącą specjalnością wszystkich Ruskich - w szachy: dlaczego?
    Być może, komputer grał w szachy "komputerowe" (podobno prawdziwą misją szatana Billa Gatesa na Ziemi jest zdeprawowanie najbardziej matematycznej gry, za jaką uchodzą właśnie szachy [sza! o Go jankesi nie słyszeli]):
- przed przystąpieniem do partii gracze negocjują protokół podawania sobie ręki po wygranej partii (ang. handshake);
- w razie niemożliwości uzgodnienia protokołu, partia odbywa się w wersji awaryjnej; niedostępna jest wtedy m.in. roszada oraz ruchy wieżą o więcej niż cztery pola w jedną stronę;
- figury jednego zawodnika niekoniecznie są kompatybilne z figurami drugiego; kompatybilność z szachownicą zapewnia zainstalowanie odpowiednich wersji sterowników do pobrania ze stron Międzynarodowej Federacji Bokserskiej;
- figury od czasu do czasu ulegają samoczynnemu zbiciu z szachownicy bez wyraźnego powodu;
- od czasu do czasu, bez powodu, zegar szachowy zatrzymuje się i daje się ponownie uruchomić jedynie poprzez ruch białym pionem z a7 na f8;
- po każdej przegranej partii należy kupić nową figurę króla;
- przy rozpoczynaniu partii należy podać hasło, można też zabezpieczyć hasłem otwieranie pudełka z figurami;
- w razie zawieszenia partii ze względu na "przejściowy błąd systemu" sygnalizowany niebieskim ekranem na tablicy w brydżramie, partia rozpoczyna się na nowo a wszystkie dotychczas wykonane ruchy ulegają skasowaniu;
- tylko jedna osoba ma prawo korzystać z danego kompletu figur - chyba, że kupiłoby się figury w wersji NT;
- są również dostępne figury w wersji "Lite", ale zawierają jedynie 4 piony albo też partia z ich użyciem ograniczona jest jedynie do 10 ruchów;
- należy uważać na - nie produkowane już - zestawy figur 386: hetman w bazowym zestawie porusza się jak wieża, osiągnięcie pełnego zestawu ruchów możliwe jest po dokupieniu i zainstalowaniu dopalacza Laufer-387;
- figury w wersji XP podlegają zarejestrowaniu u wytwórcy w przeciągu tygodnia od dnia rozpakowania pudełka, w przeciwnym razie gra nimi jest niemozliwa;
- każdy kolejny model figur szachowych stosuje się do innych reguł gry;
- zestaw figur nie jest sprzedawany, lecz udzielana jest jedynie licencja na rozgrywanie nimi partii;
- producent zapewnia, że przez 90 (słownie: dziewięćdziesiąt) dni figury będą zgodne z dostarczonym opisem, jednakże bez gwarancji przydatności do jakiegokolwiek konkretnego celu, w tym gry w szachy. Jedyna i wyłączna odpowiedzialność z gwarancji obejmuje wymianę kompletu na nowy lub zwrot zapłaconej ceny, wyłącza się  wszelką odpowiedzialność z tytułu utraconych korzyści, jak np. niemożliwość rozegrania partii mistrzowskiej do końca z powodu awarii figur;
- konkurencyjna firma "Jabcok" produkuje figury McChess: łatwiejsze w użytkowaniu i niezawodne, ale można nimi grać tylko na 5% szachownic świata;
- po każdym wypowiedzeniu przez jednego z graczy słowa "szach" lub "mat", drugi ma obowiązek zapytać "Are you sure?";
- aby zatrzymać zegar szachowy, należy nacisnąć na przycik "Start";
... można to bez trudu kontynuować - wnikliwi czytacze michałków internetowych oczywiście wiedzą, co leży przede mną na biurku (ja mam biurko, nie pulpit), kiedy piszę te słowa!!! Nawet Ruski temu nie zdzierży...

na górę strony


NATO NAS OBRONI

   W Monitorze Polskim # 41 (18 IX 2002) pod poz. 637 Kwaśniewski & Miller mianowali na stopień   g e n e r a ł a   b r y g a d y  płk nie podl. ob. sł. wojsk. ILCZUK Tadeusz s. Jana r. 1909 (tak w oryginale).
   Rozumiemy, że chodzi o pułkownika nie podlegającego obowiązkowi służby wojskowej mającego 93 lata. Taki na pewno poprowadzi nas do zwycięstwa lepiej, niż ten wydymany Chwastek.
ERRATA DO "MAŁEJ ENCYKLOPEDII MATEMATYKI"
 
Strona
Było
Ma być
autor
4
2 * 2 = 4
2 * 2 = 5 (z VAT)
prof. L. Balcerowicz

na górę strony



NOWA WALUTA RECEPTĄ NA WSZYSTKIE BOLĄCZKI

Mamy prostą receptę na większość problemów ekonomicznych: bezrobocie, inflację, spadek PKB, zapaść w służbie zdrowia...
    Polega ona na zastąpieniu waluty narodowej przez kasztany. Im kto ma więcej wolnego czasu, tym więcej kasztanów jest w stanie nazbierać i jego status materialny odwraca się diametralnie na lepsze. Z drugiej strony, ludzie zapracowani nie będą zbierać kasztanów - ale otrzymają je od innych, płacących za zakupywane usługi, i też nie zostaną bez środków płatniczych. Bezrobotni, jako mający najwięcej wolnego czasu, staną się kołem zamachowym napędzającym gospodarkę i likwidującym zatory płatnicze, podobnie kraje mniej rozwinięte natychmiast dystansują wysokouprzemysłowione (czytaj - zabetonowane bez zieleni). Ekolodzy przestają prostestować. Natychmiastowo sprawdza się zasada pecunia non olet. Zrozumiałe staje się (znane z literatury) zachowanie bogaczy, lubiących wieczorami przy szczelnie zamkniętych drzwiach i oknach przebierać w palcach swoje pieniądze - jest to, co więcej, dobre dla zdrowia. Podobnie, znikają problemy z fałszowaniem kart kredytowych - każdy będzie chciał nosić "gotówkę" przy sobie (zwz na działanie lecznicze). Na dodatek, wbudowane w przyrodę mechanizmy samoregulacji zabezpieczają przed wystąpieniem np. hiperinflacji: im więcej kasztanów się zbierze, tym mniej nasion pozostanie na następny rok, co zabezpieczy przed niekontrolowaną podażą "pieniądza" na rynek. Nawet tak ulubione przez ekonomistów z Wall Street kryzysy też są przewidziane - pomór kasztanowców w Polsce w tym roku to dokładny odpowiednik krachu na giełdzie.
    Nie możemy znaleźć adresu do majora Frydrycha z Pomarańczowej Alternatywy, startującego obecnie (podała III PR) w wyborach na mera Warszawy, aby zaproponować mu dołączenie powyższego do jego programu wyborczego (dwufazowy: w pierwszym okresie Warszawa zacznie przypominać Paryż, w drugim - Paryż upodobni się do Warszawy).

Inne ciekawe strony
11 września,2001 roku ofiary: 35,615 dzieci (źródło: FAO) http://anarchizm.w.interia.pl/11wrzesnia.html
Podatki to kradzież: http://anarchizm.w.interia.pl/text46.html
Porównanie państwa do mafii: http://anarchizm.w.interia.pl/text41.html
"Desiderata" przetłumaczona na polski: http://anarchizm.w.interia.pl/text40.html

na górę strony



KAWAŁY O BIEGŁYCH REWIDENTACH
Siedzi baca na hali, pasie owce i pyka fajeczkę. Nagle z nieba zlatuje helikopter, ląduje obok. Wysiada z niego młody inteligent (to widać po ubiorze) i zaczyna rozmowę:
- Baco! Pasiecie sobie tak owce...
- A dyć pasym, panoczku.
- A wiecie, ile ich macie?
- A dyć wim, panocku.
- A jak ja wam powiem, ile ich jest, to dacie mi jedną?
- A co mi tam, panocku, dom.
Młodzieniec otwiera aktówkę, wyciąga telefon satelitarny, komputer, kopiarkę; rozstawia antenę do odbioru zdjęć satelitarnych ...
- Baco! Wychodzi mi, że macie 154 owce?
- A dyć prowda, panocku, tela ik jezd.
- To dacie mi teraz jedną?
- A co mi tam, pedziołek, że dom, to bierzcie se panocku.
Młodzieniec łapie jedno zwierzę i wkłada je do helikoptera, na co odzywa sie baca:
- Panocku!
- Tak, baco?
- A jak jo wom terazki powim, kto wyscie som, to łoddacie mi to, coscie se wzieni?
- A skąd wy to baco możecie wiedzieć?
- Tak mi sie widzi, panocku, że wyscie som z Artura Andersena.
- Ale jak żeście zgadli, baco?
- No, bo widzicie, panocku: Primo - przyjeżdżacie, kiej nikt wos nie ceko; secundo - robicie nikomu niepotrzebno robota; tertio - dajecie wyniki, co wsyćkim są znane łod dawna; a najważniejsze - wcale sie nie znacie na tym, czym się zajmujecie: bo to ni jest żadna łowca, ino mój pies pasterski, coście go wzieni.
UWAGA DLA PRACOWNIKÓW I SYMPATYKÓW ARTURA ANDERSENA: KOMPUTER SIĘ TUTAJ POMYLIŁ. MIAŁO BYĆ "Z ERNST & YOUNGA".

na górę strony


   Idzie wiosna (nie u nas oczywiście), patrząc za okno marzy się o ciepłych krajach... A jak nazywa się waluta na Malediwach? Kwacha; 100 MWK = 2,4479 PLN! Wszelkie skojarzenia przypadkowe...
   A jak nazywał się Chuck Norris gdy jeszcze nie był Chuckiem Norrisem? Oczywiście, Stirlitz (17 mgnień wiosny).

Jeśli chcesz powiadomić kogoś o tym serwisie wpisz jego adres email

na górę strony